poniedziałek, 14 marca 2016

Wciąż kradną….. Dlaczego?




Dlaczego rosyjscy urzędnicy, funkcjonariusze państwowi wciąż kradną? Dlaczego nie wstydzą się zdobytego na drodze korupcji luksusu? Dmitrij Trawin, profesor Uniwersytetu Europejskiego z St. Petersburga pokazuje do jakiego stopnia historia pomogła ukształtować mentalność współczesnego urzędnika. W czasach, gdy nie istniał oficjalny książęcy budżet przeznaczony na utrzymywanie urzędników, o swoje dochody musieli zadbać sami. Część wnoszonych przez ludność opłat uważano za uzasadnione. Nazywano je "wynagrodzeniem". Zamieniały się w łapówki, gdy zachęcały do naruszenia prawa. W nieco zmienionej formie system ten obowiązuje i dziś. Urzędnicy uważają, iż zarabiają niesprawiedliwie mało, biznes postępuje słusznie pomagając im finansowo. Co innego wielka miliardowa korupcja i bezlitosne łupienie budżetu państwa.
 


Autor: Dmitrij Trawin  





Rosyjscy urzędnicy uważają, iż dodatkowe wynagrodzenie płacone im przez biznes jest usprawiedliwiona rekompensata za ich niewielkie pensje . 





Łapówkarstwo kwitnące w rosyjskim środowisku urzędniczym ma wiele odcieni. Można je zrozumieć, jeśli odwołać się do historii.




Znajomy cudzoziemiec, inteligentny i  dobrze zorientowany w sprawach rosyjskich zapytał mnie, dlaczego tak wielu Rosjan nie wstydzi się demonstrowania swego luksusowego stylu życia, w dodatku w żadnym wypadku nie odpowiadającego poziomowi ich oficjalnych dochodów. Luksus ten w oczywisty sposób ma swoje źródło w korupcji. Mogłoby się wydawać, okradasz państwo, więc powinieneś żyć skromnie, niczym pan Korejko, bohater powieści Ilfa i Pietrowa "Złote cielę" (spekulant, podziemny milioner wiodący skromny, cichy tryb życia - "mediawRosji"). Inaczej ludzie będą tobą pogardzać. Czyżby w Rosji ludzie w obliczu korupcji reagowali inaczej?


Nie ma się czego wstydzić


Odpowiedziałem, iż pogardą oraz potępieniem ze strony mniej zamożnych warstw (włączając do nich dziennikarzy i profesorów podobnych do mnie) nasi nuworysze się nie przejmują. Za to we własnym środowisku spotykać się będą z niezrozumieniem. W nim biedy należy się wstydzić, uznanie zdobywa się przede wszystkim demonstrowaniem własnego powodzenia i to za każdą cenę. Być może nawet tam, w środowisku nuworyszy  można usłyszeć słowa oburzenia, gdy mowa o nielegalnych źródłach dochodu. Nie przeszkadza to jednak traktować skorumpowanych znajomych jak swoich, prowadzić z nimi interesy, utrzymywać z nimi kontakty. W tym środowisku dziennikarze i profesorowie pojawiają się rzadko, zwykle ogląda się ich niczym przyrodniczą ciekawostkę, z resztą i tak tylko wtedy, gdy  wcześniej potrafili się czymś wyróżnić.

Podobne zjawiska obserwujemy od dawna, jednak nie łatwo było mi znaleźć wytłumaczenie, dlaczego tak się dzieje…. Dopiero co jednak, przeczytałem poświęcony korupcji rozdział z książki "Rosyjskie imperium od tradycji do nowoczesności." napisanej przez petersburskiego naukowca, profesora Borysa Mironowa. Jej lektura pozwoliła mi zrozumieć o wiele więcej. Mironow jest historykiem, autorem, wyróżniających się na tle innych, badań fundamentalnych, jego zainteresowanie budzi przede wszystkim  historia Rosji w czasach caratu. Autor podarował nam trzy opasłe i pełne głębokich przemyśleń tomy. Każdy z nich liczy prawie tysiąc stron. Znajdziemy w nich pełno ilustracji oraz informacji o tym, jak żyła Rosja na przestrzeni dwóch i pół stuleci.

W rzeczywistości otrzymaliśmy społeczno-polityczną encyklopedię Rosji. Autor skupił się nie na tak modnym obecnie opisywaniu życia różnych książąt, carów oraz innych postaci (chociaż w książce są także rozdziały tego rodzaju), ale przede wszystkim maluje obraz życia ludu. Mironow opowiada o tym, jak ludzie pracowali, odpoczywali, modlili się do Boga, składali hołdy władcy, kolonizowali peryferie i reformowali życie w wielkich miastach. Korupcją zajmuje się tylko w jednym z rozdziałów II tomu, niewielkim, jednak szczególnie bogatym pod względem treści .


Dochody urzędników


"W wieku XVII i w pierwszej połowie XVIII - zauważa Mironow - daniny płacone urzędnikom stanowiły znaczną część ich dochodów. Zgodnie z przepisami, nielegalne były jedynie daniny prowokujące urzędnika do działań niezgodnych z prawem. Tego rodzaju naruszające prawo daniny nazywano "łapówką", podczas gdy te legalne i przyspieszające wydanie zgodnej z prawem i powszechnym obyczajem decyzji określano jako "wynagrodzenie". Odpowiednie "wynagrodzenie" świadczyło o szacunku dla urzędnika, było wyrazem pragnienia by objął petenta swoim patronatem. "Łapówkę" traktowano jako zachętę do popełnienia przestępstwa. Z dzisiejszego punktu widzenia granica między "łapówką", a "wynagrodzeniem" wydaje się niejasna, a jednak i dla urzędników i ludności w tamtych czasach była czytelna. To zapewne dlatego," łapówki" wielokrotnie przewyższały "wynagrodzenia". Na urzędnika odpowiedzialnego za nieuzasadnioną przez prawo decyzję zawsze czyhało niebezpieczeństwo - poszkodowany mógł złożyć skargę, "czynownikowi" groziła kara. Jednak samo tylko przyjęcie prezentu nie groziło konsekwencjami. Najwyraźniej lwią dolę wszelkich opłat uiszczano, by przyspieszyć proces wydawania decyzji, liczono też na to, iż opłaty zachęcą urzędnika do wydania postanowienia korzystnego dla petenta".


W dzisiejszej Rosji....


A jak wygląda pod tym względem stan rzeczy we współczesnej Rosji? "Łapówka" wiąże się z oczywistym nadużyciem władzy. Proszę, oto przykład: urzędnik przyznaje środki finansowe na budowę drogi, stadionu, lub innego obiektu o charakterze wojskowym i równocześnie w oczywisty i świadomy sposób dwu-trzykrotnie zawyża koszty. Część pieniędzy wraca potem do niego w charakterze prowizji, to co pozostaje zabiera firma budowlana.  Sytuacja, gdy będziemy mieć do czynienia z "wynagrodzeniem" będzie się nieco różnić. Urzędnik nie marnotrawi wówczas pieniędzy z budżetu wprost, faworyzuje tylko jednego z oferentów, wybierając wykonawcę zamówienia państwowego. Być może inne oferty są równie wartościowe, jednak w tym wypadku urzędnik działa na szkodę, tych którzy je zgłosili.

Jednak państwo nie poniesie straty, zaplanowane w budżecie pieniądze, tak czy inaczej zostaną wydane, być może nawet państwo na tym skorzysta. No i firma realizująca zamówienie osiągnie wielkie zyski. W tej sytuacji będzie ona skłonna do "wynagrodzenia" przysługi okazanej jej przez wpływowego urzędnika.

Tego rodzaju "wynagrodzenia" często nie wiążą się z jakimkolwiek naruszeniem prawa, także w tych wypadkach, kiedy zamówienia państwowe rozdzielane są na zasadach konkursowych. Zawsze można  znaleźć wiele sposobów opartych na obowiązującym prawie, by odsiać oferty konkurentów nie gotowych do zapłacenia "wynagrodzenia". Nie trudno też o argumenty na rzecz protegowanej przez urzędnika firmy, prezentowanej jako najlepsza i najbardziej efektywna. 

Dlaczego więc ludzie otrzymujący tego rodzaju "wynagrodzenia", kupując sobie mercedesy, albo domy na Rublowce mieliby się wstydzić osiągniętego luksusu?   Sama historyczna terminologia pozwala urzędnikom przypuszczać, iż otrzymują nagrodę za swój talent menedżera, za umiejętności wspinania się w hierarchii służbowej i budowania złożonego systemu układów i stosunków z innymi. Dzięki temu państwo nie traci nic, zaś biznes otrzymuje zyskowne zamówienia.

Innymi słowy, urzędnicy traktują dodatkowe "wynagrodzenia" otrzymywane od biznesu jako sprawiedliwą część swych dochodów. Ich zdaniem, państwo nie opłaca odpowiednio wykonywanej przez nich pracy. Bywa także, iż urzędnicy odchodzą ze swych stanowisk do biznesu, tam zarabiają o wiele więcej, niż na posadzie państwowej. Ci którzy pozostają na posadzie państwowej, potrafią dobrze policzyć, ile wynosi różnica między ich własną pensją, a tą jaką mogliby otrzymać przechodząc do biznesu. I tę różnicę starają się sobie zrekompensować.


Korzenie w historii


Borys Mironow w przekonywujący sposób pokazuje jak istniejący w Rosji zwyczaj niedopłacania urzędnikom wykreował cały system łapówkowy. W XV-XVI wieku w Rosji nie istniał żaden oficjalny budżet przeznaczony na ich utrzymanie. "Za wypełnianie swych obowiązków przedstawiciele książęcej administracji trzy razy do roku, od ludności, nad którą sprawowali nadzór otrzymywali daninę - na Boże Narodzenie, Wielkanoc i Dzień św. Piotra (29 czerwca według. starego kalendarza). Gdy urzędnicy obejmowali swoje stanowisko ludność wypłacała im daninę "przyjazdową"…. W XVII wieku system uległ zmianie: znaczące i regularne wypłaty urzędnicy "prikazów" otrzymywali w związku z prowadzonymi przez siebie sprawami, zaś daniny świąteczne i pozostałe "wynagrodzenia" płacone przez lud zachowały się na zasadach dobrowolności ". Jak porządek ten da się wytłumaczyć? W Rosji nie istniał rozwinięty system fiskalny. Łatwiej było zorganizować bezpośrednie opłacanie urzędników przez ludność, niż służbę poboru podatków, organy odpowiedzialne za budżet, z którego byłaby wypłacana określona przepisami pensja.

Przez stulecia państwo traktowało tego rodzaju korupcję, jako całkowicie uprawnioną metodę pracy z aparatem biurokratycznym. "Przyjęte w 1649 roku "Ułożenije" przez ponad półtora wieku stanowiło podstawę rosyjskiego systemu prawnego. Jego przepisy - przypomina Borys Mironow - nie zabraniały przyjmowania łapówek. Sądowe konsekwencje groziły urzędnikom tylko wówczas, gdy przyjęcie łapówki związane było z popełnieniem innego przestępstwa, gdy ofiarą była sama administracja, lub system sądowniczy. Karano za nieuzasadnione wyroki i fałszerstwa."


Za małe pensje


Z czasem rzecz jasna także rosyjskie państwo stawało się nowocześniejsze, bardziej współczesne, silniejsze. Wtedy zaczęto urzędnikom wypłacać pensje z budżetu. Jednak nawet w XIX wieku nie wystarczały one na zaspokojenie elementarnych potrzeb. Za pensję trudno było choćby kupić urzędniczy szynel. "Bez łapówek - zauważa Mironow - zwłaszcza urzędnikom na niższych stanowiskach, lub prostym kancelistom groziła śmierć głodowa. To dlatego były tolerowane przez władze." Mikołaj I powtarzał, iż w całej Rosji tylko on jeden nie bierze łapówek. Zapewne trochę przesadzał, jednak słowa cesarza oznaczały, iż łapówek nie biorą tylko ci, którym są one niepotrzebne.

Współcześni urzędnicy zarabiają tyle, iż nie mieliby problemu z zakupem przysłowiowego szynela. Ale wciąż obowiązuje ogólna logika wypłat dodatkowego "wynagrodzenia", zwłaszcza, iż ich pensje nie są uważane za sprawiedliwe. Co ciekawe, odbiorcy lewego "wynagrodzenia" często z pogardą odnoszą się do odbiorców miliardowych "łapówek". Ich zdaniem "łapówkarze" wiodą kraj do zguby. Płacone im "łapówki" nie odpowiadają ich stanowisku, są dowodem na to, iż "łapówkarze" nie mają sumienia i nie szanują obowiązujących powszechnie zwyczajów.


Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski 


Oryginał ukazał się na portalu petersburskiej agencji "Rosbałt": http://www.rosbalt.ru/blogs/2016/03/10/1496659.html







*Dmitrij Travin (1961), ekonomista, publicysta, profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, dyrektor Ośrodka Studiów nad Procesami Modernizacji. Członek opozycyjnego Komitetu Inicjatyw Obywatelskich powołanego do życia przez byłego ministra finansów Aleksieja Kudrina.









Inne artykuły Dmitrija Trawina na blogu „Media-w-Rosji”:


Nowe życie w gnijącym bagnie


Istniejący obecnie w Rosji system przede wszystkim opiera się na lojalności biurokracji. W czasach boomu naftowego była świetnie opłacana, mogła także dorabiać na boku łupiąc biznes i wykorzystując zasoby państwowe. Jednak wraz ze spadkiem cen ropy i rozszerzaniem się kryzysu źródła te wysychają. W rosyjskiej elicie biurokratycznej będą tylko nasilać się konflikty wewnętrzne i walka o sfery wpływu. A jednak, uważa petersburski politolog i ekonomista Dmitrij Trawin, choć ludzie w Rosji nie są gotowi, by ruszyć na barykady, trudno uwierzyć, by zadowalał ich system tak źle zorganizowany jak obecnie. Gdy jednak zmieni się pokolenie ludzi we władzy, to szybko okaże się, iż chętnych do walki w obronie starego systemu pozostało niewielu.





W rosyjskich środowiskach liberalnych panuje przekonanie, iż po piętnastu latach rządów Władimira Putina Rosja pogrąża się w zastoju. Przestała rozwijać się gospodarka, zostały zerwane liczne więzi łączące ją ze światem zewnętrznym.  Nie są wprowadzane żadne nowe, potrzebne reformy. Dmitrij Trawin, ekonomista i publicysta z Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu zastanawia się, jak długo jeszcze sytuacja ta będzie trwać. Chłodna analiza prowadzi go do wniosku, iż przebudzenie Rosji związane będzie ze zmianą pokolenia rządzących. Za 15-20 lat.

  


W wielkiej polityce pojawił się  w czasach radzieckich. Władimir Żyrinowski jest jedynym politykiem z tamtych czasów, który przetrwał do dziś. Niedawne skandale z jego udziałem postawiły jednak pod znakiem zapytania jego dalszą karierę. Tym bardziej, iż nacjonalistyczny elektorat Żyrinowskiego przechodzi stopniowo na stronę prezydenta Putina. Dmtrij Trawin uważa jednak, iż stary mistrz populistycznego PR nie da się jeszcze wysłać na emeryturę.



Na Kremlu nie mają wątpliwości, Rosjanie potrzebują jasnego drogowskazu, jednoczącej ich idei. Tylko tak, w nadchodzących trudnych czasach, można będzie zapobiec ewentualnym niepokojom. Rozpatrywano różne warianty – pisze petersburski publicysta i ekonomista Dmitrij Trawin. Swoich zwolenników ma projekt euroazjatycki, prezydent Putin skłonny był raczej wywiesić sztandary konserwatywne. Zwyciężył wariant najprostszy i dla mas zrozumiały najbardziej. 


Do wyborów prezydenckich w 2018 roku obowiązywać będzie retoryka w stylu „żyjemy w oblężonej twierdzy”. Rosję otaczają wrogowie, wewnątrz knują zdrajcy.






Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.






2 komentarze:

  1. Jeśli mogę dać radę techniczną, proponuję na stronie głównej wstawiać tylko wstęp, a kto będzie chciał przeczytać cały post, to kliknie w niego lub w "Czytaj więcej".

    Oto inny blog na Blogerze dla przykładu >> http://www.fge.com.pl/


    Sorry, że nie na temat.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego tylko opozycja? Czy innych mediów nie ma? czy musi być tylko źle o Rosji? Co Pan Dzięciołowski chce przez to powiedzieć? Uważam, że należy podawać na stronie i tłumaczyć alternatywne poglądy. Wtedy wartość strony podniesie się o parę stopni i zainteresuje większą ilość odbiorców.Robicie złą robotę, dobór źródeł trąci totalnym resentymentem, niechęcią do normalnych relacji, robi przykre wrażenie. Opozycja w Rosji - to sprawa Rosji, wykorzystujecie poglądy tych ludzi dla nieobiektywnego przedstawienia Rosji polskiemu czytelnikowi. Później młodzi Polacy (mam styczność na uczelni) wychowani na tzw. polskiej racji stanu, która wcale nie jest polska, tylko jakaś anglosaska, otóż ci młodzi z niesamowitą wręcz arogancją wypowiadają się o Rosjanach, o Rosji, w ogóle o Wschodzie. Może jednak należy pomyśleć o jakieś równowadze? Wychowujecie pokolenie, które nie będzie mogło się dogadać z ludźmi o innej mentalności...
    Mam wrażenie, że tego rodzaju praca prowadzi na manowce. Chyba właśnie to jest wojna informacyjna. Kto za to płaci i dlaczego?
    Dlaczego Pan Dzięciołowski uważa się za lepszego od np. Pani Simonjans z RT?

    OdpowiedzUsuń