piątek, 2 stycznia 2015

O telewizji, babci, Obamie i kokainie



Telewizja jest oczkiem w głowie kremlowskich propagandystów, zwłaszcza stacje o zasięgu ogólnokrajowym. To ich najlepsza maszyna do prania mózgów współobywateli. Analityczny, cotygodniowy przegląd wydarzeń politycznych Marianny Maksymowskiej emitowany przez stację REN TV od 2003 r. był wyjątkiem. Jego dziennikarzom pozwalano na więcej. Do czasu. W sierpniu „Tydzień z Maksymowską” zlikwidowano. Jego dziennikarze, nawet ci najlepsi i najpopularniejsi, tacy jak Roman Super zostali bez pracy. Rozumieli, że jeśli zechcą w telewizji znaleźć nową, w dzisiejszych warunkach będą musieli iść na kompromis. Okazało się jednak, że o kompromisie nie ma mowy. Od dziennikarza telewizyjnego – pisze Roman Super - wymaga się dziś wyłącznie dyscypliny wojskowej.
 

Autor: Roman Super 




 Roman Super jest reporterem telewizyjnym z wielkim doświadczeniem. Przez cały czas starał
się pracować zgodnie z najlepszymi tradycjami swego zawodu. 



W sierpniu 2014 roku stacja telewizyjna REN TV zamknęła swój program „Tydzień z Marianną Maksymowską”. Był to jeden z ostatnich niezależnych programów analitycznych poświęconych polityce w rosyjskim telewizyjnym mainstreamie. Na prośbę „Meduzy” były dziennikarz „Tygodnia” Roman Super opowiada o tym, jak poszukiwał nowej pracy związanej z telewizją.



Koniec lata 2014 roku. Jestem na urlopie. Pojechałem do rodziców. Za tydzień powinienem wrócić do pracy. Za dwa tygodnie szykuje się reporterski wyjazd. Za trzy – jeszcze jeden. 5 września na konto powinna przyjść zaliczka. 20 września – pensja. Mam nadzieję, że do końca roku uda mi się spłacić kredyt hipoteczny. Nagle przychodzi esemes.

„Przyjaciele, stało się. Zamknęli nas. Dziękuję wam za wszystko.”

Tak moja szefowa, prowadząca program, Marianna Maksymowska zawiadomiła nas, iż ani piątego, ani dwudziestego żadnych wypłat nie będzie. Kredytu nie uda się spłacić. Urlop przedłuży się. Pracy nie będzie. O przyczynach zamknięcia głośno nie rozmawiamy, wszyscy wiemy dlaczego.

Kiedy załatwiałem formalności i wypełniałem kartę obiegową, w każdym gabinecie słyszałem to samo”: „Jaka szkoda, że musicie odejść. Przez ostatnich pięć lat byliście najlepsi, w rosyjskiej telewizji nikt wam nie dorównywał. Jestem pewien, że ze swoim talentem pan nie przepadnie. Wszyscy będą chcieli pana zdobyć.” To samo dziewczyny z księgowości, z archiwum video, wydziału przygotowania antenowego… I stawiali swoje podpisy przybliżające chwilę rozstania.

Nie odczuwałem ani paniki, ani depresji. Wróciłem do domu z książeczką pracy, całkowicie pewien, iż już za tydzień znajdę pracę, że wezmą mnie wszędzie, dokąd się zgłoszę. Jakość naszych programów informacyjnych nie jest zbyt wysoka. Konkurencja w środowisku dziennikarzy działających w tej dziedzinie niemal nie istnieje. Moje doświadczenie, moja wiedza, styl, pieprzona charyzma, telegeniczność – będą się o mnie bić. Chcecie – mogę pracować w studio, na żywo. Chcecie – możecie wysłać mnie do dowolnego miejsca na świecie, przywiozę reportaż interesujący dla milionów. I jeśli zechcecie, rozprawię się w siedem minut z deputowanym Żelezniakiem z Dumy Państwowej.


Telefon numer jeden 

Wyznacza mi spotkanie jeden z redaktorów odpowiedzialnych, NTV szykuje nowy program informacyjny. Ma zabawną nazwę „AD”, jak gdyby jego liczni współpracownicy każdego dnia szykowali się do trudnego życia pozagrobowego.  Spotkaliśmy się w pobliżu Stawu Ostankinowskiego. Pogoda była fajna. Kaczki. Wymiana zdań.

- Roma, widziałem, ze postawiłeś „lajk” pod postem Dmitrija Olszanskiego (znany w Rosji publicysta o nacjonalistycznych poglądach – „mediawRosji”)  w Facebooku. Powiedz mi, co to znaczy?
- Pod którym postem?
- Kiedy opisał to, co Ukraińcy wyprawiali w Doniecku, Ługańsku. Co znaczy twój lajk?
- Nie pamiętam. Może tekst był fajnie napisany…
- Fajnie. Facet ma talent. Ale co ważniejsze. tekst odpowiadał rzeczywistości.
- Nie pamiętam.
- A ty co naprawdę myślisz o Ukrainie?
- Wojna. Co tu myśleć? Wojna to zło.
- Zło. Ale chyba rozumiesz, że Rosja w tej sytuacji podnosi stawkę…?
- Myślę, że Rosja uczestniczy w niepotrzebnej wojnie, ona w ogóle nie powinna była się zdarzyć.

Kręcimy się wkoło. Pogoda świetna. Kaczki. Redaktor odpowiedzialny tłumaczy, iż właśnie teraz nadeszły czasy, kiedy dziennikarz może się spełnić na 100%. Lata dziewięćdziesiąte należały do dziennikarzy bandytów. Pierwsza dekada dwutysięcznych była najlepsza dla oportunistów. A teraz mamy dziennikarstwo obywatelskie. W tej grze podnosimy stawkę.

- A ja w jaki sposób mógłbym pomóc? No, jak rozumiem chcieliście mi coś zaproponować…
- Na razie Roma nie wiem, czy możemy ci złożyć jakąś propozycję. Sam jeszcze się zastanów, czy możemy…? I zatelefonuj.

Jechałem do domu kolejką jednoszynową. Zrobiło mi się przykro. Redaktor odpowiedzialny z NTV nie zapytał co potrafię, czego pragnę, w jakiego rodzaju dziennikarstwie czuję się najlepiej. Nie omawialiśmy ani kwestii mojego wynagrodzenia, ani tego, kto będzie reżyserem programu, jak poszczególne tematy będą prezentowane. O zawodzie nie rozmawialiśmy nawet przez sekundę. Wysłuchałem monologu na temat wojny na Ukrainie. Obok pływały kaczki. Jak mówił Edward Murrow w filmie o dziennikarstwie „Dobranoc i powodzenia”: „jeśli kwaczesz jak kaczka i chodzisz jak kaczka – sam jesteś kaczką.”

Od naszego spotkania z redaktorem odpowiedzialnym upłynęły dwa tygodnie. Dowiedziałem się, że go zwolniono. Wystarczyła formuła „żeby więcej tu nie pracował, jasne?” Nie mam pojęcia, co było przyczyną. Może jego szefowie, zauważyli iż pod jakimś nieodpowiednim wpisem na Facebooku postawił swój lajk. Wygląda na to, ze lojalność, tak czy inaczej, nie zapewnia człowiekowi immunitetu. Można sobie na zadku wytatuować portret prezydenta – i tak może to nic nie dać. Gra na podwyższenie stawki, mówił o niej redaktor, w jego wypadku doprowadziła do degradacji. Trudno dodać coś więcej, nieszczęśliwy przypadek. Nie da się znaleźć innego wytłumaczenia.


Telefon numer dwa

Jeden z czołowych menedżerów innej stacji o zasięgu ogólnorosyjskim. Spotykamy się w kawiarni. Uśmiechnięty od ucha do ucha facet w marynarce przysiada się do mojego stolika, od razu proponuje, byśmy przeszli na ty i natychmiast zaczyna rozmowę o separatyzmie na Ukrainie.

- Roma, świetnie potrafię sobie wyobrazić, jaki mógłbyś nakręcić film o dniu codziennym separatystów w Donbasie. Można to zrobić super. Nie gorzej od facetów z Vice.
- Można. Chociaż mała szansa, by jakaś rosyjska stacja pokazała film o separatystach, tak jak zrobiliby go faceci z Vice.
- Dlaczego?
- Bo separatyści zachowują się, jak bandyci. To państwo zadecydowało, że są patriotami Rosji, nie bandytami.

Czołowy menedżer zamilkł i więcej się nie uśmiechał. Oczywiście nie było już mowy, ani o honorarium, ani w jaki sposób mógłbym być użyteczny dla stacji. Wracałem do domu i znowu opanowała mnie melancholia. Podczas rozmowy o moim możliwym zatrudnieniu jedynym tematem jaki poruszyliśmy były nie kwestie profesjonalne, a wojna.

Upłynęły trzy miesiące. Czołowego menedżera mianowano na jeszcze wyższe stanowisko. A nad nim – już tylko prezes.

Trzeci telefon zadzwonił ze stacji „Zwiezda”. Od razu pomyślałem, że stacja należąca do ministerstwa obrony natychmiast zamiast mikrofonu przydzieli mi automat, „wstążkę georgijewską”, mundur, oraz zmusi mnie, bym się ostrzygł na krótko, by zapobiec niebezpieczeństwu, iż do redakcji przyniosę wszy. Oddzwoniłem i powiedziałem, że nie dam rady przyjść na rozmowę o pracy. I nie poszedłem.

Poszedłem do babci na pierogi

Moja babcia jest człowiekiem prostym. Nie zdobyła wielkiego wykształcenia. Ale nie brakuje jej życiowej mądrości, potrafi intuicyjnie i zawsze prawidłowo odróżnić dobro od zła. I jej pierogi są zawsze takie, jakie powinny być u babci. Pijemy herbatę. Zajadam się.

- Roma, no i jak tam z pracą?
- Syf babciu.
- Przecież masz talent. Co to znaczy „syf”?
- Nikt dziś na talent nie zwraca uwagi. Dziennikarze stali się żołnierzami. Wysłano ich na front. Ale biorą tylko sprawdzonych, lojalnych i zdrowych.
- Zarazy.
- Kto?
- Kto? Kto? Obama. I Ukraińcy. Wszystkim napaskudzili. Cierpisz nawet ty, mój wnuk.
- Obama? Napaskudził mnie… W jaki sposób? Po co? I Ukraińcy?
- A kto odpowiada za tę wojnę? Obama. I Ukraińcy. Roma, a dlaczego nie możesz zająć się czymś niepolitycznym? Jak Małachow (Andriej Małachow – jeden najpopularniejszych w Rosji dziennikarzy telewizyjnych, showman, prowadzi przede wszystkim programy rozrywkowe – „mediawRosji”)
- On też zrobił program na temat Krymu, jeśli się nie mylę.
- No i w porządku, że o Krymie. Dzielny chłopak. Teraz właśnie trzeba robić programy o Krymie. Trzeba wszystkim opowiadać, że teraz jest nasz. Zawsze był naszym. Spróbuj, tu jest pieróg z kapustą…

Przeżuwam i uświadamiam sobie, że ten wirus rozprzestrzenia się szybciej od Eboli. Dociera wszędzie, zaraża telewizyjnych szefów, telewizory, mózg mojej babci, pierogi, kapustę, wszystko. Trochę później odbyłem podobną rozmowę z dziadkiem żony. Jest inwalidą o jednej nodze, przeszedł Wielką Wojnę Ojczyźnianą: kijowska junta, Krym jest nasz ! Dziadkowi, tak jak i babci, także było strasznie przykro, że zostałem bez pracy. Obama.

Wreszcie telefony ze stacji telewizyjnych ustały. Poczułem panikę. Wpadłem w depresję. Wydało mi się, że doświadczam końca świata. Zostałem bez pracy. Szukam jej, ale podczas rozmów kwalifikacyjnych, padają pytania, jakie powinni raczej zadawać oficerowie służb specjalnych, poszukując kandydatów do pracy wśród absolwentów szkoły FSB.

Mam do spłacenia kredyt hipoteczny. W domu małe dziecko. Żona tylko przez jakiś czas będzie się czuć lepiej – remisja. Więc muszę myśleć. Myśl ! MYŚL !

Kiedy skończyły się pieniądze z ostatniej wypłaty, zacząłem telefonować do przyjaciół pracujących w ogólno rosyjskich telewizjach. Może znaleźliby jakieś sprytne rozwiązanie… bokiem…. ostrożniutko…, by przecisnąć się między wydziałem odpowiedzialnym za nieprawdę, a wydziałem odpowiadającym za półprawdę, by dotrzeć do trzeciego, produkującego błyszczącą chałę – jak mądrze poradziła moja babcia (i został kimś w rodzaju Małachowa). Ale przyjaciele odpowiadali, że ostrożniutko teraz się nie da. Albo zakładasz mundur z naramiennikami, albo po cywilnemu zajmujesz się czymś zupełnie innym. Telewizja z wielkim rozmachem prowadzi teraz działania wojenne. Wszystkie siły, budżety, zapasy przeznaczone są dla frontu, mają przynieść zwycięstwo. Na tyłach też jest niebezpiecznie. Telewizyjni generałowie żyją w nieustannym napięciu.



Po przejęciu telewizji NTV przez koncern medialny Gazprom-Media Marianna Maksymowska 

przeniosla się do telewizji REN-TV. Tu przez ponad 10 lat udawało jej się realizować 

zdumiewająco otwarty przegląd politycznych wydarzen tygodnia. 


Jeden z moich przyjaciół, jak z raz w mundurze generalskim, pracuje w WGTRK (państwowy koncern medialny, właściciel stacji TV „Rossija” – „mediawRosji”), od kliku dni i nocy nie wychodzi z gabinetu. Co chwila dzwoni telefon, kierownictwo co 15 minut wydaje nowe psychoneurologiczne rozkazy:

- Kiedy to wszystko tylko się zaczynało, a Janukowicz dopiero co uciekł z Ukrainy, pomagała kokaina. Teraz i z nią nie jest lepiej. Roma, kicha do kwadratu. Trzymam się tylko dzięki temu, że mam dobry metabolizm, wbrew zdrowemu rozsądkowi. Działam na autopilocie. Napięcie jest nie do zniesienia. Zdarzyło się, że z nerwów, z oczu poszła mi krew.
- Waszym widzom, też z oczu cieknie krew. Po co to robisz?
- Rodzina.

Wszyscy rozumieją wszystko. Telewizyjni szefowie rozumieją lepiej od innych. Na wielu ludzi w telewizji, poczucie, iż za chwilę wszystko się rozwali działa motywacyjnie. Jutro rozwali się wszystko w naszej firmie, w gospodarce, i tak w ogóle w kraju – to znaczy, iż już dziś trzeba w robocie wycisnąć z siebie wszystko. To oznacza, iż zgadzać się trzeba na wszystko. Każą kłamać, trzeba kłamać. Wydadzą polecenie, by prowadzący w programie na żywo, rozebrali się, szczeknęli, zrobili sobie zastrzyk z heroiny – będzie zrobione wszystko, striptiz, szczeknięcie, zastrzyk, co komu tylko przyjdzie do głowy. Ważne, by starczyło czasu na zrobienie wystarczających oszczędności, potem można razem z rodziną wyskoczyć z odjeżdżającego pociągu.

W październiku 2014 roku zastępca Olega Dobrodiejewa (szef państwowego koncernu medialnego WGTRK – „mediawRosji”) Siergiej Archipow porzucił stanowisko, wyjechał za granicę, tam będzie pracował.  W dziale prasowym WGTRK odmówili komentarza na ten temat, ograniczyli się do czterech słów: „Wyjechał do pracy za granicą.”

Mój dobry przyjaciel – człowiek porządny i utalentowany, przepracował wiele lat w WGTRK na stanowisku kierownika wydziału. Przez cały czas klął, cierpiał, czul się obrzydliwie, wytrzymywał… Miał jeden „humanitarny” cel, zamiast dla telewizji „Rosja” i państwa Rosja żyć i pracować w Europie. Zdobył to, o czym marzył…. Załatwił sobie prawo pobytu w jednym z przytulnych państw Unii Europejskiej i wyjechał.

I żeby tylko on. Przyjedźcie latem do Jurmały i przejdźcie się po nabrzeżu. Wśród spotkanych, co piąty – jeśli nie co czwarty – okaże się generałem rosyjskiej telewizji. Rosyjscy dziennikarze i prowadzący programów wykupili w Łotwie tysiące metrów kwadratowych powierzchni mieszkalnej.


Mniejsze zło

Rozmyślałem więc przez cały czas. Wcześniej kolegom z tego samego roku na dziennikarstwie przyglądałem się podejrzliwie, zwłaszcza tym, którzy po studiach znaleźli pracę poza zawodem. Ktoś został na przykład rzecznikiem prasowym wicepremier Olgi Golodiec (odpowiada za kwestie socjalne w rządzie Dmitrija Miedwiediewa – „mediawRosji”). Ktoś inny trafił jako asystent do rzecznika do spraw dziecka Pawla Astachowa (Astachow cieszy się w kręgach liberalnych szczególnie marną reputacją – „mediawRosji”). No i jak? Przecież to takie nudne. A po drugie, gdy się zostanie asystentem Pawła Astachowa, przed snem zapewnie trzeba zdejmować z głowy bandaż z napisem: „Zjadam dzieci.” A poza godzinami snu trzeba go nosić przez cały czas.

Teraz, czy w ogóle da się w łatwy sposób znaleźć odpowiedź na pytanie, o to które zło jest gorsze? Umowne ministerstwo rozwoju gospodarczego, czy umowna dyrekcja programów prawnych NTV? Pytanie bardzo dziś wątpliwe.

Telewizja stała się państwem. Państwo przekształciło się w swój obraz z ekranów telewizji. Dziennikarz telewizyjny niczym się już nie odróżnia od urzędnika państwowego (i on też już dawno kupił mieszkanie nad morzem, tylko nie na Krymie). Urzędnik państwowy już się nie boi dziennikarza telewizyjnego (choć bać się go powinien przez cały czas). Wywiad w telewizji przypomina dziś codzienną odprawę, na której spotykają się podwładny (dziennikarz) i zwierzchnik (przedstawiciel władz). Telewizyjne tematy informacyjne zamieniają mózgi naszych babć, w to co powinno być w środku babcinych pierogów. W nadzienie.

A na razie będę kleić pierogi. Potem zobaczymy. Recepta jest prosta. Kolejne porcje mąki przesianej przez sito, zmieszane z solą wysypać na stolnicę.  Potem ugnieść miękkie ciasto, będzie się nieco kleiło do rąk. Ugniatać ręcznie przez 15-20 minut. W robocie przez 8 minut. Gotowe ciasto ułożyć na stolnicy i ugniatać je jeszcze przez kilka minut. Przygotować nadzienie. Od gotowego ciasta odrywać niewielkie kawałki, rozpłaszczać je palcami, albo wałkiem, wycinać z nich krążki o potrzebnej średnicy (8-10 cm). Po środku umieścić porcję nadzienia. Jeśli ciasto wciąż jeszcze trochę klei się do rąk, na stolnicę wysypać odrobinę mąki.



Tłum.: ZDZ




Artykuł ukazał się na lamach portalu Meduza.io . Portal pod kierownictwem Galiny Timczenko powstaje w stolicy Łotwy Rydze, pracują w nim dziennikarze dawnego moskiewskiego portalu lenta.ru
https://meduza.io/feature/2014/12/29/babushka-eto-svyatoe






*Roman Super, popularny rosyjski dziennikarz telewizyjny średniego pokolenia. Był reporterem telewizji REN TV. Laureat nagrody portalu SNOB w kategorii „Dziennikarstwo” w 2013 roku. Reporter telewizyjny 2013 roku – nagroda rosyjskich krytyków telewizyjnych. Jest autorem licznych artykułów publikowanych w prasie drukowanej i w sieci (GQ, Esquire, Afisza). 








Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com






4 komentarze:

  1. kiedyś Żydzi, teraz Obama, co poradzisz...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, ze ci najwieksi propagandziści nie zdążą wyskoczyc z pociągu na czas.

    PS. Dziękuję za tego bloga. Robicie bardzo pożyteczną i potrzebną robotę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pasjonaci! :D Dajecie tyyyle inspiracji. Analiza i porównanie działania mediów w Polsce działałyby podobnie. Macie namiary na coś takiego? :)

    CanBe.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Jedna drobniutka uwaga natury tłumaczeniowej. Edward Murrow mówił to w filmie "Good Night and Good Luck" (a nie "Dobranoc i powodzenia"), bo tak w oryginalnej wersji angielskiej ten film funkcjonuje w Polsce. Pozdrawiam redakcję bloga :-)

    OdpowiedzUsuń