poniedziałek, 8 grudnia 2014

Ważniejsze są pensje dla prokuratorów, niż gospodarka kraju



Spowolnienie gospodarcze stało się zauważalne zaraz po powrocie Władimira Putina na Kreml, jednak to przede wszystkim sankcje gospodarcze doprowadziły do spadku wartości rubla. Podejmując wysiłki na rzecz odbudowy mocarstwowej pozycji Rosji, Władimir Putin niewiele uwagi poświęca gospodarce. Potrafi jedynie składać daleko idące obietnice socjalne. Rosja nie jest przygotowana na kryzys – mówi ekonomista i polityk Władisław Inoziemcew


Zamiast realizacji wcześniej opracowanego planu działań, można spodziewać się nowej fali propagandy. Społeczeństwo dowie się, że kryzys sprowokowali Amerykanie, i że w trudnej chwili należy skupić się wokół prezydenta Putina.
  

Z Władisławem Inoziemcewem rozmawia Dmitrij Paszynski, colta.ru
 


 

Władisław Inoziemcew:  "powinniśmy mieć gotowy plan". 



Sankcje zostaną  zaostrzone

Dmitrij Paszynski:
Sankcje nałożone na Rosję będą obowiązywać przez cały następny rok. Jak to wpłynie na sytuację finansową Rosjan?
                                                                                                                                                                           
Władisław Inoziemcew:
Wiele czynników może mieć znaczenie. Mam wrażenie, że jeszcze do ludzi jeszcze nie dotarło, iż sankcje obowiązują. Do najważniejszych dziś należą ograniczenia na rynkach finansowych. Rosyjskie przedsiębiorstwa czeka spłata poważnych długów, szczyt spłat w przyszłym roku wypadnie w lutym-kwietniu. Wtedy wybuchnie ogromny popyt na walutę. Oprócz tego, handel wyprzedaje teraz towary dostarczone zgodnie z umowami podpisanymi latem, gdy rubel był jeszcze drogi. Dostawy zapisane w nowych kontraktach zaczną docierać w styczniu-lutym, nie będą sprzedawane po cenach obowiązujących dziś. I w końcu państwo oraz korporacje zaczną funkcjonować w oparciu o budżet przyjęty na rok 2015. Można różnie to komentować, ale nie stworzy on takich możliwości jak ten, obowiązujący obecnie. Następstwa sankcji jeszcze przed nami. Tak naprawdę pojmiemy, jak na nas wpływają znacznie później. Obraz kompletny zobaczymy i tak o wiele później, bliżej lata 2015 roku.

Przyszłość zależy od zachowania naszego przywódcy, w szczególności od jego polityki wobec Ukrainy. Czy będziemy kontynuować wojnę, czy też w końcu się zatrzymamy? Jestem przekonany o tym, iż także w Kijowie istnieje silna „partia wojny”. Idea zwrotu Donbasu Ukrainie ma tam swoich zwolenników, chociaż z ekonomicznego punktu widzenia, ten region nie jest jej potrzebny. Dlatego, z pewnością będziemy jeszcze świadkami zaostrzenia konfliktu. Ukraińcy zainicjują nową ofensywą, a my odpowiemy w typowym dla nas stylu, wprowadzając faktycznie siły zbrojne, tak jak zrobiono to w sierpniu (choć zarzekamy się, że nie wprowadzaliśmy). Rzecz jasna, sprowokuje to nową falę sankcji. Jakie one będą, trudno przewidzieć. Ale gotów jestem przyjąć, iż w pierwszej połowie 2015 roku sankcje zostaną zaostrzone, będą one skutkiem problemów o charakterze geopolitycznym.

Podam przykład z Jugoslawii. Zastosowane wobec niej sankcje wywołały w czasach Milosewica, w 1993 roku, inflację na poziomie 1 miliona %. W przypadku Rosji, nie spodziewam się oczywiście inflacji aż w takich rozmiarach,  ale nieprzewidywalność naszych władz uniemożliwia opracowanie bardziej precyzyjnej prognozy. Oto na przykład 1 grudnia prezydent Putin ogłosił, iż rezygnuje z gazociągu South Stream. A co zrobi jutro?

Paszynski:
Ciekawe pytanie. Być może w związku z pogorszeniem się sytuacji gospodarczej Putin weźmie kurs  na liberalizację, jeśli nie polityki, to przynajmniej gospodarki?


Liberalizacja? Nie wierzę !


Inoziemcew:
Nie chce mi się w to wierzyć. Putin już tyle lat znajduje się u władzy i przez cały czas zajmował się „dokręcaniem śruby”. Co nagle miałoby go skłonić do zmiany stanowiska? Przeciwnie, trudno o lepszą chwilę dla zaostrzenia kursu, teraz gdy Rosja poddawana jest z zewnątrz naciskom politycznym i gospodarczym. Jeśli okrążają nas wrogowie, to o jakiej liberalizacji będziemy mówić... W jaki sposób można byłoby wytłumaczyć zwolennikom tego rodzaju woltę? Wladimir Wladimirowicz jest politykiem konsekwentnym, nie przyznaje się do błędów, a gdy wyczuwa presję, zachowuje się stanowczo i nieprzewidywalnie.

W Rosji przeprowadzono liberalizacją finansową, ale nie całej gospodarki. Może pan kupić dolary za dowolną ilość rubli i legalnie wywieźć je za granicę. Więc jak można bronić kursu rubla w warunkach rosnącej paniki? Tego rodzaju otwarte granice to szczyt liberalizmu. W tym wypadku, ja bym doradzał odejście od tego rodzaju skrajnego liberalizmu, można byłoby na przykład ogłosić moratorium na spłatę długów zewnętrznych. Stworzenie własnego systemu finansowego jest niemożliwe, jeśli granice są otwarte dla ucieczki kapitału. Ale w sektorze gospodarki realnej nie ma mowy o żadnym liberalizmie. Trzeba było już dawno obniżyć podatki dla małego biznesu. Trzeba było to zrobić już w zeszłym roku, kiedy zaczęliśmy osuwać się w recesję. A podatki są tylko podwyższane. Czy tak trudno zrozumieć, że w takich warunkach biznes będzie się zwijał, unikając podwyższonych podatków. W tej dziedzinie potrzebna jest liberalizacja.

Ale ja nie wierzę Putinowi. Nawet jeśli padnie deklaracja o liberalizacji gospodarki, to musimy przekonać się, iż jest ona wprowadzana w życie, że nie są to puste obietnice. Należy przede wszystkim naprawdę obniżyć podatki. Przydałyby się demonstracyjne zwolnienia z pracy prokuratorów i śledczych inicjujących na zamówienie sprawy karne wymierzone w ludzi biznesu. Potrzebna jest odbudowa zniszczonego wcześniej sądu arbitrażowego. Ale jakoś nie widzę warunków, by to wszystko mogło się zdarzyć.


Długi zagraniczne

Paszynski: 
- Jakie pana zdaniem należałoby podjąć decyzję, bu ustabilizować sytuację w gospodarce w obecnych warunkach?

Inoziemcew:
Należało wprowadzić moratorium na spłatę zagranicznych długów korporacyjnych, a nie idiotyczny zakaz importu produktów żywnościowych. Ogromne zapotrzebowanie na dolary, z jakim mamy obecnie do czynienia obecnie wynika z tego, iż rosyjskie korporacje mają wielkie zobowiązania przed zagranicznymi kredytodawcami. Gdy Zachód wprowadził sankcje finansowe, Putin mógł powiedzieć, nie dajecie nam nowych pieniędzy, a my nie będziemy oddawać wam starych. Kiedy się pogodzimy i wy znów udostępnicie nam źródła finansowania, tak jak było to przedtem, spłacimy wszystkie długi z należnymi odsetkami. Tymczasem my spłacamy długi w sytuacji, gdy spadają ceny na ropę naftową. W rezultacie drastycznie spadną nasze rezerwy.

Moim zdaniem taka decyzja byłaby dramatyczna, ale racjonalna. Uniknęlibyśmy bankructwa, tak jak to miało miejsce w 1998 roku, gdy państwo zaprzestało regulowania własnych zobowiązań. Obecnie państwo ich nie ma – długi zaciągały przedsiębiorstwa, nie rząd. Mamy do czynienia z siłą wyższą i Rosja mogłaby oświadczyć, iż zabrania przedsiębiorstwom regulować swoje zobowiązania, tak długo jak wy zabraniacie swojemu biznesowi inwestować w nasz przemysł wydobywczy. Z kolei przedsiębiorstwa mogłyby przerzucić odpowiedzialność na państwo, jesteśmy gotowi spłacać długi, ale państwo nam nie pozwala. Taka decyzja mogłaby doprowadzić do poprawy sytuacji. Wystarczyłoby, gdyby na giełdzie zakupy waluty zmniejszyły się o  0,5-1,5 miliarda dolarów kupowanych na spłaty długów, by uległa zmniejszeniu presja na rynek walutowy, a kurs rubla zaczął rosnąć. Zaczęłyby wtedy spadać ceny towarów importowanych, zobaczylibyśmy spowolnienie inflacji. Państwo może także zażądać od monopolistów, by nie podnosili swoich taryf. Gdyby udało się doprowadzić do pewnego ustabilizowania sytuacji, Bank Centralny mógłby znów przystąpić do zwiększania masy pieniężnej, co mogłoby zaowocować ożywieniem w gospodarce.


Jak uwolnić się od sankcji?


Paszynski:
Co powinny zrobić władze, by doprowadzić do zniesienia sankcji? Czy to jest w ogóle możliwe w przewidywalnej przyszłości?

Inoziemcew:
Należy umożliwić Ukraińcom przejęcie pełnej kontroli nad granicą, zrezygnować z wysyłania na ich terytorium najnowocześniejszych czołgów i zaprzestać organizowania tajnych pogrzebów żołnierzy wojsk desantowych z Pskowa. To stworzyłoby możliwości zniesienia sankcji, Europa prowadzi z Rosją interesy biznesowe na dużą skalę. Nie wolno jednak jej przeceniać, tak jak i gotowości do lobbowania na ich rzecz. W Rosji przyjęto mówić, iż niemiecki biznes występuje przeciw sankcjom. W rzeczywistości w Niemczech istnieją dwa poważne stowarzyszenia gospodarcze. Pierwsze prowadzi działania na rzecz wielkiego biznesu, drugie lobbuje na rzecz małego i średniego. Przedstawiciele drugiego są zachwyceni sankcjami, chcieliby bowiem, by Ukraina dołączyła do rynku europejskiego, wtedy tam można będzie rozwinąć produkcję. Wielki biznes, odwrotnie, jest zorientowany na Rosję. Społeczność biznesowa Europy nie jest monolitem, nie śpiewa jednym chórem – „odpuśćmy Moskwie”. Tak więc, kiedy zostawimy w spokoju Ukraińców, biznes podejmie działania na rzecz zniesienia sankcji.

Paszynski:
Jak pan wytłumaczy fakt, iż wielkiemu biznesowi w Niemczech nie udaje się przeforsować swojego punktu widzenia?

Inoziemcew:
Wielki biznes nie decyduje o polityce demokratycznego państwa. Tam nie ma oligarchicznego systemu. Nawet jeśli prezydent tak wielkiej korporacji, jak Siemens przychodzi do kanclerz Merkel i opowiada jak dużo zarabia na handlu z Rosjanami,  ona może go zapytać: a chciałby pan zamieszkać w nowej NRD? Przecież Putin zamierza odtworzyć ją, tym razem, w całej Europie?

Do pewnego momentu Merkel usiłowała zachować równowagę pomiędzy finansowymi interesami Niemiec, a prawem międzynarodowym. Ale szybko zapomniała o biznesie, zrozumiała, że jeśli przyjacielowi Władimirowi zostanie wybaczone wszystko pod rząd, to rzeczywiście pewnego dnia może sama obudzić się w „ukochanej” NRD. W jej przypadku, nie ma co liczyć na zachwyt.


Strefa wpływów


Paszynski:
Czy Putin  grzęznąc w historii z Donbasem i Krymem nie przewidywał wcześniej, że następstwa dla gospodarki mogą być bardzo poważne?

Inoziemcew:
Nie mam pojęcia, co dzieje się w głowie prezydenta. Ale Putin już od dawna przekonywał Zachód, by nie wtykał nosa na Ukrainę. Jego zdaniem, takie państwo nie istnieje, na ten temat wypowiedział się precyzyjnie w wywiadzie dla federalnych stacji telewizyjnych w końcu 2011 roku: Związek Radziecki – „to właśnie jest Rosja, tylko nazywała się wówczas inaczej.” Cala przestrzeń poradziecka to dla Putina historyczna Rosja, „niezdrowe zainteresowanie Zachodu Ukrainą, Białorusią, Kazachstanem” w jego oczach tożsame jest wtargnięciu na teren historycznej Rosji. Sam siebie uważa zapewne za kogoś w rodzaju sekretarza generalnego KC KPZR z końca lat siedemdziesiątych. Związek Radziecki jest imperium, mocarstwem, a na jego czele znajduje się KGB. W roku 1969 Leonid Breżniew wprowadził siły zbrojne do Pragi, wtedy świat zachodni nie zareagował, sfery wpływów podzielono wcześniej. Teraz Putin, traktuje Ukrainę  jako strefę swoich wpływów, zakłada, iż ma prawo dojść ze swymi czołgami i „zielonymi ludzikami” do Kijowa. I jeśli nie do Kijowa, to na pewno na Krym.

Paszynski:
Z pana słów wynika, iż o następstwach gospodarczych nie pomyślał nikt….

Inoziemcew:
Nikt…


Od kilku miesięcy, Rosjanie, każdego dnia sprawdzają na ile zmienił sie kurs wymiany
rubla w stosunku do dolara i euro. 



Nikt nie robił rachunków…


Paszynski:
Zagrały wyłącznie ambicje imperialne?

Inoziemcew:
Nie tylko. Mamy tu do czynienia z dziwną mieszaniną, z jednej strony jest w niej poczucie własnej wielkości, z drugiej ocena słabości przeciwnika (pod tym ostatnim względem okazało się, że Putin miał całkowicie rację). Ze strategicznego punktu widzenia przywódcy europejscy przegrali z nim. Ale po aneksji Krymu, należało raczej odwołać się do ONZ, alarmować, iż „kijowska junta” szykuje się do rozprawy z ludnością rosyjską, że bronimy tego regionu, ale na razie nie będziemy go przyłączać. Niechby potem Kijów się uspokoił, Ukraina mogłaby wstąpić do Unii Europejskiej (gdzieś tak za 30 lat), a my bylibyśmy wtedy przygotowani do rozmów o przyszłości półwyspu. Rozgrywając taki scenariusz, zapewne uniknęlibyśmy sankcji…

Z gospodarczego punktu widzenia, nikt rzecz jasna nie robił żadnych rachunków. Budżet Ukrainy na 2014 rok przewidywał dotacje dla Krymu w wysokości 300 mln dolarów. Dla Putina 300 mln, to tyle co wydatki na lody i kieszonkowe. Ale po wkroczeniu Rosji suma 300 mln uległa zwiększeniu do 3 miliardów, a na budowę mostu potrzeba będzie jeszcze dziesięć.

Paszynski:

Czy Rosja mogłaby uniknąć kryzysu gospodarczego, gdyby jej hipoteki nie obciążyło przyłączenie Krymu. Gdyby jej sumienia nie obciążała interwencja wojskowa na Ukrainie – to ona spowodowała nałożenie sankcji.

Inoziemcew:
Opracowując prognozę na rok 2014 pomyliłem się w kilku punktach. Przede wszystkim w kwestii inflacji. Zakładałem, że będzie niska, wdawało mi się, iż Putin, nawet bez ukraińskiej epopei, tak dokręci śrubę, iż przedsiębiorcy staną się wrogiem klasowym, że ludzie będą masowo wywozić pieniądze za granicę. Ucieczka kapitału musiałaby wpłynąć  na obniżenie kursu waluty. W tej sytuacji inflacja musiałaby spaść, jej zmniejszenie byłoby skutkiem spadku popytu i pojawienia się problemu nie co i jak kupić, a sprzedać. Stanęlibyśmy w obliczu nadmiaru towarów na rynku. Jeszcze przed kryzysem ukraińskim myśl, iż nasza gospodarka gaśnie i nie może się rozwijać była dla mnie oczywista, zwłaszcza w sytuacji, gdy przedsiębiorca jest wyrzutkiem i potencjalnym przestępcą. Byłem pewien, że recesja jest nieunikniona.


670 miliardów dolarów.


Paszynski:
Najbardziej w rosyjskie przedsiębiorstwa uderzył zakaz udzielania im kredytów za granicą?

Inoziemcew:

Niech pan przypomni sobie sytuację z początku roku. Zaraz po aneksji Krymu ludzie pobiegli do punktów wymiany waluty, obawiali się, że kursy wzrosną. Niech pan ściągnie ich wykres z tego okresu, na nim zobaczy pan na początku gwałtowny skok, a potem po miesiącu powrót na dawny poziom. Społeczeństwo w panice zaniosło ruble i skupiło maksimum 5-10 mld dolarów. A potem zabrakło rubli na wymianę, panika zgasła, wtedy jeszcze nie było sankcji. Ale gdy tylko je wprowadzono, po dolary pobiegli nie obywatele, a oligarchowie i korporacje państwowe, oni rozumieli, że czeka ich spłata zachodnich długów. Przyjaciele Putina pójdą do niego i dostaną pieniądze z Funduszu Narodowego Dobrobytu, tak robi to na przykład Igor Sieczin. Ale wielu ludzie nie ma takich możliwości, ale oni tez musza gdzieś kupić dolary, żeby zwrócić swoje długi. W tej sytuacji głównym nabywca dolarów stały się przedsiębiorstwa i korporacje. Sektor prywatny jest zadłużony na zachodzie na 670 miliardów dolarów, to jest poważna historia. Popyt społeczeństwa na walutę nigdy nie zbliży się do podobnego poziomu, ludzie nie mają aż tylu rubli. Teraz mamy problem nie do przezwyciężenia, bo kiedy firmy ruszają na zakupy nie 10 miliardów, a 20, 30 , a nawet 40, to skutki dla rynku finansowego są już innego rodzaju. Im bardziej podnosił się kurs, tym bardziej korporacje spieszyły się, by kupić dolary, im potrzebna jest poduszka bezpieczeństwa. W minionych latach rosyjskie przedsiębiorstwa nie zwracały ok. 80% długów, na ich spłatę zaciągały nowe. Obecnie refinansowanie nie jest możliwe. Pieniądze jednak trzeba oddawać, w innym wypadku można w oczach zachodniego biznesu stać się wyrzutkiem. Wzrost kursu jest skutkiem sankcji, ropa naftowa to inna historia. Warto zauważyć, że istotny spadek cen zaczął się miesiąc-dwa temu.


Im większa inflacja, tym tańszy rubel


Paszynski:
Co oznacza dla prostych obywateli spadek cen na ropę naftową?

Inoziemcew:
Jeśli cena zatrzyma się na poziomie 70 dolarów za baryłkę, nasz eksport może zmniejszyć się o 35%. Dochody budżetu wyrażone w dolarach spadną o 40%, konsumpcja zmniejszy się o 20%. Wysoki kurs waluty oznacza, iż wzrosną rublowe dochody obywateli, więc rząd będzie powtarzał, iż „życie stało się lepsze i weselsze”. Ale siła nabywcza wypłat poważnie spadnie. Będziemy świadkami znacznego obniżenia się poziomu życia.

Ludzie o wiele wcześniej powinni byli pomyśleć o zakupie dolarów i euro. Mówiłem o tym jeszcze w kwietniu.  Teraz, obserwując prowadzoną obecnie przez nas politykę, nie widzę szans na umocnienie rubla. Inflacja będzie tylko przyspieszać spychając rubla w dół. Półtora miesiąca temu napisałem felieton dla magazynu „Snob”, uprzedzałem w nim, ze nasza dewaluacja nie będzie taka jak w Kazachstanie, a taka jak w Białorusi. Zacznie funkcjonować  samonapędzający się mechanizm, im większa inflacja tym większy spadek kursu.

Paszynski:
Na ile wzrost kursu walut zagranicznych wpłynie na ceny towarów nabywane przez konsumentów?

Inoziemcew:
Importujemy mniej więcej ok. 40% produktów rolniczych, 50% towarów konsumpcyjnych i 70% lekarstw. Oprócz tego ludzie przez ostatnie lata nauczyli się wyceniać usługi i towary w dolarach i euro. Przypuśćmy, przychodzi pan do restauracji, zamawia danie za 800 rubli, w Europie kosztuje ono tyle samo – 20 euro. Za kilka miesięcy cena się zmieni, wyniesie 1300 rubli, wystarczy policzyć, iż przy nowym kursie to będzie także 20 euro. Pamiętając o cenach europejskich da się zamówić tę potrawę, ludzie we wzroście ceny nie zobaczą niesprawiedliwości.

Rzecz jasna z tej sytuacji skorzystają także nasi producenci, podciągną ceny do poziomu droższego importu.


Ropa i benzyna


Paszynski:
A co się będzie działo z benzyną? Dlaczego tanieje ropa naftowa, a benzyna nie?

Inoziemcew:

W Rosji cena benzyny nie reaguje na zmiany na rynku ropy naftowej. Tak się dzieje tylko w USA, tam ropa i benzyna są zwykłymi towarami. Nich pan sobie wyobrazi, tanieją kartofle, w ślad za nimi tanieją chipsy. Tak powinno być z ropą i benzyną. W Ameryce nie ma ani jednego stanu, w którym jedna kompania kontrolowałaby chociaż 30 procent stacji benzynowych. W kraju działa 50 firm naftowych. Dlatego, kiedy zmieniają się warunki, na końcu tego konkurencyjnego łańcucha spadają, lub rosną ceny. A w Rosji, w Europie benzyna jest głównym źródłem podatków. W cenie benzyny w Rosji – 80% - 82% stanowią podatki. Jeśli cena ropy na rynku naftowym spada, korporacje paliwowe mogą zmniejszyć cenę benzyny tylko odrobinę, ich kompetencja to 18-20% ceny całkowitej. Finalny skutek będzie nieznaczny. A jeszcze w naszych warunkach, jeśli przedsiębiorstwa przestają zarabiać na marży na rynku zewnętrznym, szukają zysku na rynku wewnętrznym. No i państwo zawsze chce jak najwięcej podatków.

Paszynski:
Zmiany cen na rynku naftowym są rezultatem jakichś procesów o charakterze racjonalnym,  czy raczej zakulisowych ustaleń zainteresowanych stron? Innymi słowy, czy widzi Pan tu miejsce dla polityki?

Inoziemcew:
Polityki czystej tu niewiele. Mają miejsce jakieś zakulisowe intrygi rozgrywane przez rządy państw Bliskiego Wschodu. Im zależy na przyhamowaniu wydobycia ropy z łupków w Stanach Zjednoczonych, na wstrzymaniu alternatywnych projektów w Europie. W takich wypadkach bywa, iż ceny obniża się sztucznie, a potem czeka się aż podniecenie wokół łupków i wiatraków ucichnie. Jeśli się uda, potem można znów wrócić do cen na starym poziomie.

Ale przede wszystkim cena ropy zależy od sytuacji na rynku. Tu nie ma żadnego spisku światowego. Ani Ameryka, ani Arabia Saudyjska nie zamierzają rzucać Rosji na kolana, świadomie obniżając ceny. Mamy do czynienia z procesami o czysto rynkowym charakterze. W końcu przyszłego roku cena ropy naftowej może wrócić na stary poziom, ok. 100 dol. z baryłkę.


Pomnik dla George’a Busha


Paszynski:
Sytuacja na Ukrainie ma jakiś wpływ na rynek ropy?

Inoziemcew:
W żadnym wypadku. Ropa jest towarem podlegającym gigantycznym spekulacjom na rynkach surowcowych. Handel ropą, spośród wszystkich surowców, osiąga największe obroty. Zanim baryłka ropy dostarczona jest konkretnemu klientowi, bywa iż kontrakt na nią przechodzi z rąk do rąk ok. 19 razy. Wartość rzeczywistych dostaw wynosi zaledwie 4% wartości handlu. Właśnie obserwujemy ,jak cena naftowych futures poddawana jest weryfikacji.

Udział Rosji w eksporcie ropy jest znaczny, to ok. 10% światowego eksportu. Ale obecnie europejczycy zaprzestali dostaw sprzętu wydobywczego. To oznacza, iż w przyszłości przedsiębiorstwa rosyjskie ograniczą wydobycie i ceny powinny ruszyć w górę. W rzeczywistości jednak zachowują się odwrotnie, spadają… W istocie wypychanie Rosji z rynku powinno skutkować wzrostem cen, ale obserwujemy teraz zjawisko odwrotne. Dlatego nie ma żadnego związku między kryzysem ukraińskim, a procesem spadku cen na ropę.

Nie wierzę też w spiski. Kiedy w 2003 roku Amerykanie weszli do Iraku, wielu rosyjskich analityków zaniepokoiło  się, iż czeka nas teraz powódź naftowa i nieuchronny spadek cen. A ja powtarzałem wtedy, że dojdzie do paraliżu kraju, wydobycie spadnie, będą płonąć szyby. I taki scenariusz miał miejsce. Amerykańska awantura w Iraku po raz pierwszy doprowadziła do znacznego podniesienia ceny rosyjskiej ropy na początku lat dwutysięcznych. Tak w ogóle powinniśmy postawić pomnik prezydentowi Bushowi, za to, że tam polazł. Pod wieloma względami, ta właśnie operacja stała się źródłem naszego dobrobytu, Aż do kryzysowego roku 2008.



Jeden z szybów wydobywczych korporacji Gazprom-Nieft'. Rosyjskie firmy wydobywcze
dadzą sobie radę, nawet gdy na rynku utrwali się niższa cena ropy. 


Paszynski:
Więc od czego w końcu zależą ceny na ropę?

Inoziemcew:
Od oczekiwań i spekulacji. Wie pan, zupełnie nie rozumiem, dlaczego nasz rząd i społeczeństwo nie mogą trochę poczekać i powstrzymać się od lamentowania, „ach, co to będzie, kiedy ropa spadnie do 60, albo 40 dolarów?” Nam będzie odpowiadać dowolna cena zaaprobowana przez rynek.

Paszynski:
Dowolna? Nie ma jakiegoś krytycznego poziomu z punktu widzenia rosyjskiej gospodarki?

Inoziemcew:
Po pierwsze, zajmijmy się kwestią długotrwałości cen na określonym poziomie. W 2009 roku ropa spadła do 36 dolarów, a potem znów wzrosła do 100. Także cena 40 dolarów będzie w porządku, pod warunkiem, ze nie utrzyma się zbyt długo. Jeśli na długo, to i z ceną 60 dol. będziemy mieli problemy. Po drugie, czym jest ekonomika? Nasze przedsiębiorstwa wydobywcze mogą funkcjonować i osiągać dobre wyniki nawet przy niższych cenach. Problem nie w „ekonomice”, a w budżecie. Z tego punktu widzenia będzie trudno o zachowanie równowagi, zwłaszcza jeśli będziemy realizować programy socjalne obiecane uroczyście przez Putina.


Rządzą nami nieudacznicy


Przyzwyczailiśmy  się do myśli, że ekonomika i budżet to właściwie to samo. Ale ekonomika w Rosji funkcjonowała i przy cenie 15 dolarów za baryłkę, i wówczas, gdy państwo nie było w stanie regulować swoich zobowiązań, przeżyliśmy na prawdę wiele.  Jeśli utrzymane zostaną niskie ceny na ropę, znacząco spadnie konsumpcja, ludzie nauczą się oszczędzać, zmniejszą się inwestycje, zbankrutuje wiele banków i developerów. Ale to nie będzie jakiś rozpad, a jedynie proces adaptacji do nowych warunków. Nie sądzę, by czekała nas wielka katastrofa. Tempo rozwoju PKB od dawna ulegało spowolnieniu, zaczęło się na długo przed historią z Ukrainą i sankcjami. To zjawisko widzieliśmy już w momencie przyjścia Putina na trzecią kadencję. Władza podjęła określony wybór, woli szkodzić i paraliżować gospodarkę, gwarantując wysoki poziom życia prokuratorom i ludziom z resortów siłowych.

A już zupełnie inna historia związana jest z tym, iż zarządzają nami nieudacznicy. Główne niebezpieczeństwo dla Rosji wynika z tego, iż nasza klasa rządząca nie osiągnęła odpowiedniego poziomu. Proszę bardzo, Bank Centralny publikując nowa strategię polityki pieniężno- kredytowej, wskazał iż cena ropy może spaść do 60 dolarów. Na ten scenariusz poświęcono 3 strony. Ale jeśli ropa rzeczywiście będzie kosztować 60 dolarów, powinniśmy mieć gotowy plan, co trzeba zamknąć, co zredukować, co zamrozić. Zamiast tego usłyszymy jednak z ekranów naszych telewizorów, że to wredni Amerykanie by zrobić nam na złość, sprowokowali spadek cen,  i że w tych warunkach powinniśmy jeszcze silniej skupić się wokół prezydenta. Ale tym razem, mam wrażenie, te zaklęcia już nie pomogą.




Tłum.: ZDZ



Oryginał ukazał się na portalu colta.ru:
.





*Władisław Inoziemcew (ur. 1968), wybitny rosyjski ekonomista, socjolog, polityk o demokratycznej orientacji. Dyrektor Centrum Badań Społeczeństwa Postindustrialnego. Redaktor naczelny pisma „Swobodnaja Mysl”. Jest autorem kilkuset opublikowanych w Rosji i za granicą prac naukowych i publicystycznych. Ma na koncie 15 monografii. Jest członkiem Rady Naukowej i Prezydium Rosyjskiej Rady do Spraw Zagranicznych. 













Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz