środa, 30 lipca 2014

Czy Rosjanie chcą wojny?



Młoda rosyjska klasa średnia pragnie przede wszystkim dobrobytu, bez entuzjazmu myśli o wojnie. By się o tym przekonać, wystarczy pójść w niedzielę do moskiewskiego parku Muzeon. Dla młodych, od haseł nacjonalistycznych hurapatriotów, ważniejsze są fontanny, joga i ścieżki rowerowe. Ale pod wpływem państwowej propagandy także nowe rosyjskie społeczeństwo zaczyna na siebie patrzeć inaczej. Aleksander Morozow, wybitny rosyjski publicysta i politolog, zastanawia się, na ile realne jest niebezpieczeństwo, iż Rosjanie naprawdę zapragną wojny i staną się niebezpieczni dla całego świata.
 


Autor: Aleksander Morozow, slon.ru




1.
Lato w Muzeonie



Przestrzeń wokół Centralnego Domu Artysty w Moskwie nazywa się „Muzeon”. Oddano ją do użytku kilka miesięcy temu, teraz jest to strefa publiczna dostępna dla mieszkańców Moskwy. Poszedłem tam w niedzielę popatrzeć na swoich rodaków. Ludzie opalają się po sąsiedzku z fontannami, leżą na trawie, co weekend organizowany jest jakiś festiwal. Naokoło zainstalowano liczne stoiska. Na niektórych drobne moskiewskie pracownie rzemieślnicze wystawiają swoje wyroby, gdzie indziej można kupić słodycze, razem z dziećmi zająć się rysunkiem, poćwiczyć. Letnia, gorąca pogoda przyciągnęła tłum młodych ludzi w wieku 18-20 lat. Jedno można o nich powiedzieć na pierwszy rzut oka. Od tej masy młodych ciał aż promieniowało pragnienie pomyślnej przyszłości.



W letnie, ciepłe dni moskiewski park Muzeon cieszy sie wielką popularnością,
przede wszystkim u mlodego pokolenia. 



Obserwując tych ludzi, w żaden sposób nie dałoby się powiedzieć o nich, iż tak właśnie wygląda „posłuszna-agresywna” większość (89%) deklarująca ślepe poparcie dla politycznego agresywnego kursu Kremla, że to oni właśnie są adresatami propagandy uprawianej przez telewizję państwową. Uliczne widoki, wrażenia wyniesione z osobistych kontaktów z ludźmi, to wszystko, co można zauważyć z pozycji widza i obserwatora drastycznie rozmija się z obrazem społeczeństwa rysowanym w debacie propagandowej.

Mamy przed sobą klasyczne społeczeństwo konsumpcyjne, całkowicie wolne od agresji, pozbawione „pasjonarności”. Specjaliści do spraw wojskowości i polityki zauważyli słusznie, iż operacje partyzanckie w Donbasie pozwalają sformułować interesujący wniosek:  kiedy zaczyna się rozdawanie broni ludności, biorących ją do rak chętnie jest niewielu. Kiedy w połowie czerwca awanturnik Igor Girkin z rozżaleniem zwrócił się do ludzi w Donbasie, usiłując zawstydzić ich, za to iż nie wstępują do oddziałów powstańczych, socjologowie dostrzegli w tej sytuacji eksperymentalne potwierdzenie ważnej tezy: w większości rosyjskich regionów społeczeństwo nie ma ochoty na walkę z bronią w ręku (pod wieloma względami Donbas nie bardzo różni się od takich rosyjskich obwodów, jak woroneski, czy orenburski).

Nasze społeczeństwo nie odczuwa ducha mobilizacji, najważniejsze dlań są oczekiwania konsumpcyjne. W żaden sposób nie da się dostrzec przejawów masowego gniewu, mającego swe źródła w starych historycznych klęskach. Nie ! W tym społeczeństwie górę biorą całkowicie przeciwstawne emocje, w dorosłe życie wchodzą pokolenia, które myślą o urządzeniu się w życiu, o wykorzystaniu oferowanych przez system „możliwości”. Mamy do czynienia ze swego rodzaju liczną , młodą klasą średnią, ważne dla niej są motywacje indywidualne, nie kolektywistyczne. Ta klasa wolna jest od agresji, na odwrót, w rezultacie 15-letniego okresu stabilizacji upowszechniają się wśród niej normalne sposoby codziennej komunikacji: nieznający się mieszkańcy miast, tak jak w Europie, spotykając się, zaczynają się pozdrawiać, ludzie w grupach przyjaciół spędzają ze sobą weekendy.

Typologicznie, społeczeństwo to ze swym nastrojem przypomina radzieckie lata sześćdziesiąte. Po wielu latach biednej i ubogiej egzystencji, całe pokolenie wyrosło wówczas w warunkach „nowego burżujstwa” (jak by to określili socjologowie orientacji lewicowej). Było to pokolenie wesołe, ceniło bardziej dobrotliwą lekkomyślność niż mroczny zapał ideologiczny. Właśnie dlatego, kiedy wybuchł kryzys karaibski, cały kraj ze łzami w oczach słuchał pieśni Jewtuszenki - Kołmanowskiego „Czy Rosjanie chcą wojny?” Nie! Nie chcieli! Rosjanie chcieli mieszkań, nowych samochodów, wypoczynku w nadmorskich kurortach. Chcieli domowego dostatku, ozdabiania (nie niszczenia) prywatnych krajobrazów, swych „pól i pastwisk”. ..

Prawdę mówiąc, w ostatnich dniach, doświadczyliśmy czegoś na kształt kolektywnego wykonania starej pieśni w naszych sieciach społecznościowych. Stało się tak w odpowiedzi na oświadczenie Waszyngtonu, znalazło się w nim nieprawidłowo zrozumiane wyrażenie „Russians” – setki tysięcy szczerze dotkniętych użytkowników Internetu zakrzyczały: nie, „Russians” nie chcą wojny.

2.
Błędna logika opisu


Na tle innych społeczeństw, weźmy dla przykładu europejskie społeczeństwa z końca lat dwudziestych, albo wiele współczesnych społeczeństw świata muzułmańskiego,  to rosyjskie, w kształcie, w jakim jest nam ono dane, jest całkowicie niezdolne do mobilizacji. W żadnym wypadku, nie chce ono na skalę masową wstępować do różnego rodzaju korpusów ochotniczych, czy drużyn. Nie uczestniczy w prorządowych demonstracjach, do udziału w nich stale zmusza się przyjezdną siłę roboczą.

My sami oraz ci obserwujący społeczeństwo z zewnątrz, możemy wspólnie stać się teraz ofiarami błędnej logiki opisu.  Z jednej strony, mamy do dyspozycji budowany wiele lat opis społeczeństwa rosyjskiego w pracach wybitnego socjologa Lwa Gudkowa, cierpi ono anomię, jest zdezintegrowane, odczuwa kompleks ofiary, nie jest zdolne do budowania więzi społecznych, charakteryzuje je skłonność do resentymentów. Z drugiej strony docierają do nas głośne nawoływania ideologow w rodzaju Dugina, Prochanowa, innych jeszcze Prilepinow- Proswirninów, ogłaszające konieczność stałej mobilizacji, wzywające do „świętej wojny” i temu podobne. Na tej podstawie można z łatwością wyciągnąć wniosek, iż rosyjskie społeczeństwa ogarnął szał „protofaszyzmu”, i że w tym stanie stanowi ono zagrożenie dla świata.

Znaleźliśmy się teraz na ważnym dla nas skrzyżowaniu. Kreml popełnił koszmarny błąd polityczny. Z Kremlem wszystko jest jasne. Ale z rosyjskim społeczeństwem nie bardzo. Grozi nam ogromne niebezpieczeństwo. Trzeba zrozumieć, iż jeśli będziemy rozpowszechniać tezę, że rosyjska klasa średnia w przeważającej masie wsparła donbaską ruchawkę, to przedstawimy ją nie jako „średnią klasę-siłę napędową modernizacji”, a jako klasę średnią z lat dwudziestych w Europie. Jeśli uznamy, iż Dugin z Prochanowem rzeczywiście wyrażają nastroje większości i reprezentują nowy polityczny mainstream,  wtedy przyjdzie nam stwierdzić, iż w istocie mamy do czynienia ze społeczeństwem protofaszystowskim, bez cienia wątpliwości niosącym światu niebezpieczeństwo.

Podkreślmy: przedstawiciele rosyjskiej humanistyki dobrze orientują się, iż zachodnia slawistyka, przez ostatnich 10 lat, szczegółowo i aktywnie studiowała „eurazjanizm” Dugina i rosyjski „fundamentalizm prawosławny”. Obserwowano te marginalne zjawiska, niczym swego rodzaju „egzotykę”. Na Zachodzie wypracowano opisujący je odpowiedni język. Można go teraz z powodzeniem zastosować do opisania całego społeczeństwa. Także socjologia światowa dysponuje instrumentarium pozwalającym na przedstawienie „niższej klasy średniej” jako źródła agresji, wojny i przemocy.

3.
W poszukiwaniu metody opisu


Chciałbym teraz zwrócić uwagę na zjawisko moim zdaniem oczywiste. Przed sobą dostrzegam społeczeństwo ludzi młodych, zajmują się jogą, domagają się rozwijania sieci miejskich dróg rowerowych, szykują się do stażów i nauki w europejskich szkołach wyższych, mają zamiar rodzić dzieci w warunkach sprzyjających temu, jak nigdy przedtem. Jednocześnie pod wpływem państwowych stacji telewizyjnych, apeli wygłaszanych z trybuny parlamentu, publicystów nowej fali, pokolenie to samo zaczyna siebie opisywać i przedstawiać jako „przygotowane na wypadek mobilizacji”, „gotowe do wojny”.

Po wybuchu kryzysu na Ukrainie, przez pół roku uczestniczyłem w wielu konferencjach, zebraniach ekspertów, byłem świadkiem ważnego dla nas Rosjan procesu – obserwowałem, jak zagraniczni eksperci, często doradcy polityków podejmujących decyzje, poszukują metody opisu naszego społeczeństwa. Nikogo z nich, rzecz jasna, nie trapiły wątpliwości, iż polityka Putina jest błędna i niebezpieczna. Wszyscy jednak zdawali sobie sprawę ze znaczenia jakie ma fundamentalne pytanie o obecną kondycję społeczeństwa rosyjskiego. Do jakiego stopnia jego nastrój współbrzmi z polityką Putina? Na ile jest ono gotowe pójść drogą wytyczoną przez donbaskich ochotników-separatystów?




                             W latach sześćdziesiątych pamięć o wojnie w Rosji
                                      była wciąż żywa, ludzie wiedzieli, że nic gorszego 
                                      od wojny nie może ich spotkać. Może dlatego piosenka
                                      Eduarda Kolmanowskiego do słów poety Jewgienja 
                                      Jewtuszenki "Czy Rosjanie chcą wojny/" zdobyla 
                                      tak wielką popularność. Śpiewa Mark Bernes. 

Także europejscy obserwatorzy są świadomi dysonansu. Społeczeństwo, jakie zobaczyli idzie drogą modernizacji, nie chce mobilizacji, nie ma ochoty na radykalny konflikt z Zachodem. Jednocześnie ono samo zaczyna współtworzyć język autoprezentacji, niczym społeczeństwo „sektora Gaza”. Inaczej trudno byłoby wytłumaczyć, skąd bierze się tak wielka liczba dziennikarzy państwowej telewizji uczestniczących w „wojnie ideologicznej”, lub nieustające oratorskie popisy działaczy „partii wojny”.

Do określonego momentu, obserwator z zagranicy, przyglądając się temu zjawisku, może przekonywać samego siebie, iż ma do czynienia ze swoistym fenomenem z zakresu „politycznego postmodernizmu”, lub dziwnym przejawem „postpolityki”. W ciągu minionego pół roku była to z resztą ocena charakterystyczna dla przywódców światowych, czy międzynarodowej społeczności eksperckiej. Tym bardziej, iż przyglądano się przede wszystkim Kremlowi, „Rosjanom”, rozmyślając na modłę amerykańską o rosyjskiej władzy. Teraz mamy jednak do czynienia z kwestią o znacznie większej skali.

Nie ważna jest władza, ważne jest społeczeństwo.

Jaka jest kondycja „Rosjan”, gdy patrzy się na nich szerzej? Czy rzeczywiście społeczeństwo aż w takim stopniu czuje się dotknięte, znajduje się w stanie pobudzenia emocjonalnego, domagając się ofiary zbiorowej, tak jak o tym, na podstawie danych prezentowanych przez socjologię rosyjską i relacji nadawanych przez media, studiowanych przez analityków pod każdą szerokością geograficzna, przekonany jest świat? Czy rzeczywiście zajmująca polityczne centrum szeroka koalicja, w jej skład wchodzą  ludzie i politycy, od deputowanego Puszkowa, do blogera Olszanskiego, od dziennikarzy „Life News” do „prawosławnych biznesmenow” finansujacyh separatystów, od Klubu Izborskiego do czterech frakcji parlamentarnych w pełnym składzie, odpowiada obecnej kondycji rosyjskiego społeczeństwa? I gotowa jest przejść od pustej gadaniny do prawdziwej, długotrwałej wojny z całym światem?

Moim zdaniem, tak nie jest. Jestem przekonany, iż cały ten medialny cyrk jest sprzeczny z prawdziwą kondycją społeczeństwa rosyjskiego. Rodzi to nowe zadanie, musimy zająć się poszukiwaniem nowego języka umożliwiającego opis nas samych. W innym wypadku, jak mi się zdaje, społeczeństwo nasze, nie rozumiejąc co się z nim dzieje, niczym w dziwnym śnie, stanie się dla świata rzeczywistym zagrożeniem. Wtedy, w konfrontacji z pytaniem, czy Rosjanie rzeczywiście chcą wojny trudno, będzie o łzy. Z obrazu Rosji zniknie wówczas ostatecznie ów „Muzeon” z nastolatkami opalającymi się przy akompaniamencie szumiących fontann, ze ścieżkami rowerowymi. Świat opisując Rosję, będzie wszystko to pomijał. Pozostanie nam nim jedynie wieczny walczący o pokój Szojgu (minister obrony – „mediawRosji”) z wielką ilością wężyków i gwiazdek na naramiennikach.


Tłumaczenie: ZDZ

Oryginał artykułu ukazał się na moskiewskim portalu slon.ru http://slon.ru/russia/gotovy_li_russkie_k_voyne-1135120.xhtml



*Aleksander Morozow, (1959), wybitny rosyjski publicysta i politolog. Naczelny redaktor pisma „Russkij Żurnał”. Jego artykuły i komentarze ukazywały się w takich popularnych wydaniach (sieciowych i drukowanych), jak „colta.ru”, „openspace.ru”, „gazeta.ru”, Forbes”, „Wiedomosti”






Inne teksty Aleksandra Morozowa na blogu „Media-w-Rosji”



Od rozpadu Związku Radzieckiego upłynęło ponad dwadzieścia lat. W Rosji nie brakuje ludzi pragnących rewanżu. Paradoksalnie, rewolucja na Ukrainie otworzyła dla Kremla furtkę do odzyskania Krymu. Sukces pod tym względem, umocniłby na lata władzę Wladimira Putina.


Moskiewski publicysta Aleksander Morozow alarmuje, iż Anschluss Krymu przez Rosję jest bardzo prawdopodobny i że w oczach Kremla okoliczności dla tej akcji są sprzyjające.




Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





2 komentarze:

  1. Dający do myślenia tekst. Gdyby się dobrze przyjrzeć, to nie tylko w Rosji w młodych jest oczekiwania na jakąś wielką, zasadniczą zmianę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że niewielu ludzi dociera po obu stronach Buga do tej i podobnych publikacji. Może wtedy nie byłoby strachu.

    OdpowiedzUsuń