środa, 7 maja 2014

Tatarzy Krymscy: powrót do Związku Radzieckiego ?


Od dziesięcioleci Mustafa Dżemilow walczył o prawa Tatarów Krymskich. W Związku Radzieckim spotykały go za to prześladowania. W niepodległej Ukrainie pozostał niekwestionowanym przywódcą swego narodu. Dżemilow nie pogodził się z przyłączeniem Krymu do Rosji. W walce z Dżemilowem Kreml sięgnął po drastyczne środki – zabronił mu wjazdu do ojczyzny.
 

Rozmowa z przywódcą Tatarów Krymskich, Mustafą Dżemilowem. 




Rozmawiał Ilia Szelepin, slon.ru

-------------------------------------------------------


4 maja rosyjska prokuratura wydała ostrzeżenie pod adresem Medżlisu, cieszącej się największym autorytetem organizacji Tatarów krymskich. Grozi jej pełna likwidacja. Prokuratura ogłosiła swoje oświadczenie w związku z wydarzeniami 3go maja, kiedy w Armiansku, mieście położonym na granicy półwyspu z Ukrainą, kilka tysięcy Tatarów Krymskich starało się zmusić funkcjonariuszy straży granicznej, by wpuścili na Krym jednego ze swych przywódców – deputowanego Rady Najwyższej Ukrainy Mustafę Dżemilowa.

Dżemilow w przeszłości był znanym dysydentem. W więzieniach radzieckich i na zesłaniu odsiedział w sumie ponad 15 lat. Obecnie jednak sprzeciwiał się przeprowadzeniu referendum w kwestii przyłączenia Krymu do Rosji. Dalej też nie ma zamiaru uznać jego wyników.




Ilia Szelepin, slon.ru:
W końcu władze rosyjskie wytłumaczyły Panu, dlaczego nie chcą wpuścić Pana na Krym?


Od czasów radzieckich Mustafa Dżemilow
walczy o prawa Tatarów Krymskich. 
Mustafa Dżemilow:
Nie, nikt mi niczego nie tłumaczył. Cała sytuacja stała się jeszcze mniej zrozumiała. Po raz ostatni wyjechałem z Krymu 27 kwietnia. Wtedy, na granicy, zwrócili się do mnie żołnierze tak zwanej „Samoobrony” i oświadczyli, że w stosunku do mnie został wydany zakaz wjazdu na terytorium Rosji. W porządku, niech będzie, jak chcą niech zakazują, ja do Rosji nie jeździłem często. Zadałem wtedy pytanie, gdzie są odpowiednie podpisy, kto zatwierdził decyzję o zakazie wjazdu. Odpowiedziano mi, iż żołnierzom samoobrony polecono tylko poinformować mnie o nałożeniu tego rodzaju sankcji. Zaraz potem prasa podniosła szum. W odpowiedzi, strona rosyjska wydala oświadczenie, że to wszystko jest wymysłem, żadnej tego rodzaju decyzji w stosunku do mnie nie podejmowano, i że źródłem krążących na ten temat plotek jest propaganda zachodnich mediów.

3 maja poleciałem na Krym. Obecnie nie ma już bezpośredniego połączenia między Krymem, a Kijowem, poleciałem więc przez Moskwę. Kiedy przyleciałem na moskiewskie lotnisko Szeremietiewo, funkcjonariusz FSB poinformował mnie, iż w odniesieniu do mnie wydano zakaz wjazdu na terytorium Rosji. Ale i tym razem nie pokazano mi żadnych dokumentów, niczego. Funkcjonariusz ograniczył się do informacji ustnej, po czym wydał mi bilet powrotny do Kijowa. Nie miałem wyboru, wróciłem.
Zaraz potem w nocy spróbowałem dotrzeć na Krym samochodem. Jazda trwa ok. 10 godzin, tyle samo potem trzeba czekać na granicy. Kiedo dotarliśmy na Krym, przejście graniczne było zablokowane. 

Pilnowali go żołnierze, było ich ok. tysiąca. Oprócz nich granicy strzegli Kozacy, tituszki, samoobrona, ludzie po cywilnemu. Jak gdyby szykowano się na mój przyjazd. Na spotkanie ze mną, od strony Krymu przyjechało ok. 800 samochodów z Tatarami. Im udało się przebić przez ten kordon graniczny, przekroczyli granice w moim kierunku. Sytuacja zrobiła się bardzo napięta. Prowadziliśmy rozmowy przez pięć, sześć godzin. Żołnierze przygrozili, iż tych, którzy przebili się na drugą stronę, nie wpuszczą z powrotem. Posypały się wtedy telefony z Parlamentu Europejskiego, z Turcji.

Krym zamieszkuje obecnie ok. 240 tys.
Tatarów. stanowią oni 12% ludności. 
Ambasador Turcji zapewnił mnie, iż władze jego kraju, a także osobiście premier Erdogan obserwują sytuację na Krymie. Turcy poprosili mnie jednak, byśmy zaniechali przebijania się przez przejście graniczne, doradzili powrót do Kijowa. To jak twierdzili, umożliwi im poszukiwanie wyjścia dyplomatycznego.  Sytuacja na Ukrainie jest i tak bardzo trudna, na jej terytorium istnieje wiele punktów zapalnych , stworzyły je rosyjskie służby specjalne. Postawiłem jednak warunek, ja odjadę, jeśli moich rodacy, którzy przekroczyli granicę zostaną wpuszczeni z powrotem. Tak i zrobiono. Ale już następnego dnia zaczęto ich wzywać na rozmowy. Nikt jednak wytłumaczył, dlaczego nie wpuszczono mnie na Krym.

Rozmowa dwóch głuchoniemych


Szelepin:
W przeddzień referendum na Krymie rozmawiał Pan przez telefon z Władimirem Putinem. Nie próbował się pan z nim skontaktować teraz?

Dżemilow:
Rozmawialiśmy z nim 4 dni przed referendum. Już wówczas była to rozmowa dwóch głuchoniemych. Ja mówiłem swoje. Putin przekonywał do swojego punktu widzenia. Powtarzał, że wszystko zależy od społeczeństwa krymskiego, za czym opowie się na referendum. Ja mu powiedziałem, ze nie da się przeprowadzić uczciwego referendum na okupowanym terytorium. Putin mówił, iż Rosja zrobi dla Tatarów Krymskich o wiele więcej, niż Ukraina zrobiła dla nich przez minione 23 lata.  Jednym słowem obiecał nam szczęśliwe życie. Możemy o tym porozmawiać, odpowiedziałem mu, jednak najpierw 

Rosja najpierw powinna wycofać swoje wojska. Rosja może nam pomagać na podstawie międzynarodowego porozumienia z Ukrainą. Ale później, nie miałem już żadnego kontaktu ani z nim, ani z jego przedstawicielami.

3 maja, kiedy nie przepuścili mnie w Szeremietiewo, rozmawiałem z jednym z deputowanych do waszej Dumy. Poznałem go podczas pracy w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy. Zatelefonował do mnie i zaproponował, bym napisał pismo na adres Putina i poprosił go, by wyjaśnił sytuację. Zapytałem, czy ja jestem poddanym Putina, żeby pisać do niego takie listy? On i tak jest dobrze o wszystkim poinformowany.

Szelepin:
Co zamierza Pani robić teraz?

Dżemilow:
Od czasu do czasu będę przyjeżdżał na granicę Krymu i próbował dostać się do siebie do domu. Mamy do czynienia z prawdziwym chamstwem. Pół stulecia walczyliśmy za prawo powrotu do ojczyzny, a tu pojawiają się jacyś żołnierze i nie dają nam żyć u siebie.

Szelepin:
Rozumie pan, dlaczego go nie wpuszczają? Pan przecież nie uznał wyników krymskiego referendum.

Dżemilow:
Nikt ich nie uznał poza Rosją i kilkoma innymi krajami.

Szelepin:
Z punktu widzenia prawa międzynarodowego, tak. Ale ludność na Krymie zachowuje się spokojnie, nie buntuje się, nie organizuje protestów, i jak się wydaje pogodziła się z przyłączeniem Krymu do Rosji.

Flaga Ukrainy


Dżemilow:
Nikt się nie pogodził. Zaprowadzono tam terror.  Na Krymie jest tylko jedno miejsce, gdzie wisi flaga Ukrainy, to budynek Medżlisu, Zgromadzenia Tatarów Krymskich. Dla nich to jak dla byka czerwona płachta. Wpadają do nas, zrywają flagę i krzyczą, iż flaga Ukrainy zwiększa między-etniczne antagonizmy. Co za idiotyzm. Gdy Krym należał do Ukrainy, setki ludzie przemierzały półwysep z flagą Rosji, nikt na nich nie zwracał uwagi. A teraz, tak się wściekają na widok flagi ukraińskiej. Taką mamy atmosferę. Jak gdybyśmy wrócili do Związku Radzieckiego. I to do ZSRR w nienajlepszym dla siebie okresie.

Szelepin:
Jaki jest sens w tym, by nie wpuszczać Pana na Krym?

Dżemilow:
To jest wyjątkowo głupie. W XVIII-XIX wieku nie było telefonów, Skype’a, wtedy zablokowanie przywódcy Tatarów Krymskich było możliwe. Ale dziś, mogę się zwrócić do swoich rodaków z dowolnego punktu planety. Rosja postąpiła co najmniej dziwnie, także w odniesieniu do samej siebie. Wygląda tak, jakby chcieli sprowokować rozlew krwi. Choć może to być też przejaw zwykłej tępoty.

Szelepin:
W marcu przyjeżdżał Pan do Moskwy na spotkanie z byłym prezydentem Tatarstanu, Szajmijewem. Teraz nie próbował on wystąpić w roli pośrednika?

Dżemilow:
Nie. Rzeczywiście spotkałem się z Szajmijewem, ale obecny prezydent Tatarstanu Minichanow regularnie przyjeżdża na Krym i opowiada Tatarom, jak im będzie dobrze w składzie Federacji Rosyjskiej. To dziś jego najważniejsze zadanie.

Szelepin:
W mediach pojawiły się wiadomości o tym, iż ruch Tatarów Krymskich może zejść do podziemia. Media powołują się na pana.

Dżemilow:
Krymscy Tatarzy jako naród w żaden sposób nie mogą zejść do podziemia. Ale na taki krok może zdecydować się Medżlis, Zgromadzenie Tatarów Krymskich, jeśli na terenie Federacji Rosyjskiej jego działalność zostanie zakazana. Wracają po prostu stare radzieckie czasy, wówczas istnienie naszych struktur narodowych było zabronione. Ale legalnie, czy nielegalnie Medżlis będzie dalej działał.

Szelepin:
W Rosji termin „podziemie” kojarzy się w oczywisty sposób z bojownikami północnego Kaukazu…

Dżemilow:
Ja nie posłużyłem się terminem „podziemie”, to już twórczość dziennikarzy.

Szelepin:
Jakby Pan obecnie opisał nastrój panujący wśród pana zwolenników? Sam pan mówi, iż nie uznali wyników referendum, a Pana do nich nie puszczają. Będą podejmowane jakieś działania?

Dżemilow:
Za dwa tygodnie, 18 maja, będziemy obchodzić 70 rocznicę deportacji Tatarów Krymskich. To jubileuszowa data. Rzecz jasna i zwolennicy i przeciwnicy władzy rosyjskiej spotkają się na wielkiej manifestacji. 


Parlament Tatarów Krymskich nie chce zgodzić się
na usunięcie ze swej siedziby symboli Ukrainy. 
Na niej podniesiona zostanie oczywiście kwestia przyłączenia się do Rosji. Ale atmosfera na Krymie jest ponura – jakby spodziewano się czegoś okropnego. Kilka tysięcy Tatarów już porzuciło półwysep, albo wywiozło swoje dzieci. Uczniowie w szkole zmuszani są do śpiewania hymnu rosyjskiego. Rodzicom się to nie podoba. W konsekwencji obserwujemy znaczący wzrost napięcia. Tatarzy Krymscy postarają się zachować cierpliwość do końca, ale jeśli tego rodzaju chamstwo się nie skończy, ich niezadowolenie samo z siebie nie zniknie.


Szelepin:
Do jakich działań wzywa Pan teraz swoich zwolenników? Jakie daje im pan wskazówki?

Dżemilow:
Przez pięćdziesiąt lat wałczyliśmy o prawo powrotu do ojczyzny. Wiele razy podkreślałem, ze przez te lata nie przelaliśmy ani kropli własnej ani cudzej krwi. Tej zasadzie pozostaniemy wierni. Ale jeśli wrogie nam działania będą kontynuowane, ludzi nie uda się powstrzymać. Bardzo się tym niepokoję, iż sytuacja może wymknąć się spod kontroli.

Szelepin:
Co Pan ma na myśli, mówiąc o niemożliwych do zaakceptowania chamskich działaniach władz Rosji?

Dżemilow:
Najbardziej irytuje wmawianie ludziom, iż są teraz obywatelami Rosji, i ze powinni zrezygnować z obywatelstwa Ukrainy. Mówią nam, iż jeśli odmówimy, czeka nas status cudzoziemca, i że trzeba się będzie starać o prawo stałego pobytu. Ale z jakiej racji, pytam się, mamy starać się o prawo pobytu na własnej ziemi. Jakim cudem okazaliśmy się cudzoziemcami we własnej ojczyźnie?






Obserwuj i polub nas na Facebooku: 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz