czwartek, 6 marca 2014

Jak wygrać krymskie referendum? Po dwa czołgi w lokalu wyborczym.

Powrotu Krymu do Rosji pragnie nie tylko Władimir Putin i najbliższa mu elita władzy. Większość społeczeństwa czeka nań z zachwytem. Czy jednak zdaje sobie sprawę z dalekosiężnych konsekwencji awantury o Krym?


Autor: Anton Oriech,

Wpis na blogu publikowanym na stronie internetowej radiostacji "Echo Moskwy".


Wcale się nie zdziwię, jeśli obudzimy się rano i słuchając wiadomości, dowiemy się, że jak się okazuje referendum na Krymie zostało już przeprowadzone. I to w miniony weekend. Zwyczajnie nie chciano, byśmy cieszyli się z niego przedwcześnie

Pytanie, jakie zadano w przeprowadzonym już głosowaniu brzmiało tak: „Czy chcesz, by Krym pozostał częścią Ukrainy?
Warianty odpowiedzi:
1. Tak, nie chcę.
1. Nie, nie chcę.


Według Władimira Putin żołnierze przybyli na Krym
munudury, broń i czołgi... kupili w specjalistycznych sklepach. 

Wyślijmy po dwa czołgi do każdego lokalu wyborczego

W przyszłym tygodniu przyjęta zostanie ustawa o przyspieszonym i uproszczonym trybie przyłączania do Federacji Rosyjskiej wszystko jedno kogo i wówczas żadne referendum nie będzie już potrzebne. Ustawa zezwoli na przyłączanie do nas jednostek terytorialnych na podstawie decyzji podejmowanych przez ich własne władze. Decyzja parlamentu krymskiego została już podjęta. Tak więc nie ma już żadnego znaczenia, jakiej odpowiedzi udzielą mieszkańcy Krymu. Dowolna ich odpowiedź będzie pozytywna. 

Tak, lub… tak. 

Na wszelki wypadek, żeby w momencie głosowania, wyborcy nie mieli żadnych wątpliwości można do każdego lokalu wyborczego przysłać po dwa czołgi, zaś w każdej kabinie do głosowania postawić dwóch strzelców wyborowych. Znajdzie się takich spośród uzbrojonych ludzi niewiadomego pochodzenia, którzy, jak to stwierdził nasz prezydent, kupili rosyjskie mundury wojskowe w sklepie, i jak się wydaje tam też kupili swoje uzbrojenie, transportery opancerzone, samochody pancerne „Tigr” i to wszystko, co jeszcze mają do dyspozycji.
Mówiąc otwarcie, wydaje mi się, iż mieszkańcy Krymu mogliby i tak oddać swoje głosy za powrót ich republiki do Rosji i bez podpowiedzi z Moskwy, bez zachęty ze strony niewiadomego pochodzenia sił zbrojnych i innych tego rodzaju forteli. Na Krymie Rosjanie stanowią większość, w przeszłości przekazanie Krymu Ukrainie także wyglądało nieco dziwnie.
Ale rozumiem jeszcze lepiej, iż w chwili obecnej, większość obywateli Rosji z zachwytem czeka, kiedy wreszcie dokona się powrót Krymu. I ma nadzieję, że do Krymu cała sprawa się nie ograniczy. Przecież naszym zdaniem,  Donieck i Charków to także nasze ziemie – prawda? No i nawiasem mówiąc Kijów też, jeśli ktoś by na minutę o tym zapomniał – to „macierz rosyjskich miast”.

Na co powinniśmy być gotowi?

Tam na Górze Starokijowskiej leży też kamień z napisem: „odtąd rozpościera się ziemia rosyjska”. Przestrzeń dla naszych marzeń i pożądań jest ogromna. Dziś spełniają się nasze pragnienia. Oznacza to, iż odpowiedzialność za to, co stanie się potem, także spoczywa na nas wszystkich. Nie tylko Putin i deputowani, lecz i my wszyscy powinniśmy być przygotowani ma izolację międzynarodową, na całkowite zerwanie stosunków  z państwem będącym naszym najbliższym i najważniejszym sąsiadem, które nazywamy braterskim. Bądźmy także świadomi tego, iż występując w obronie Rosjan na Krymie, im nawiasem mówiąc, nic nie groziło, stwarzamy sytuację podwyższonego ryzyka dla Rosjan mieszkających w innych regionach Ukrainy. I nie tylko tam. Przecież teraz, każde sąsiadujące z nami państwo, zamieszkałe również przez Rosjan, zrozumie, iż Rosja w dowolnej chwili, pod pretekstem ich obrony, będzie gotowa do rozpętania wojny, bez względu na to, czy ich Rosjanom coś grozi, lub nie.
Jeśli więc dla przyłączenia Krymu gotowi jesteśmy pogodzić się z tym, iż zaczynają się teraz dla nas, nie wiadomo na jak długo, nieprzewidywalnie trudne czasy – proszę bardzo, taki był nasz wybór. Trzeba tylko pamiętać, że sami dokonaliśmy tego wyboru.






Anton Oriech, moskiewski publicysta o liberalnej orientacji. Regularny autor  radiostacji Echo Moskwy. 






1 komentarz: