środa, 20 listopada 2013

Nowy rosyjski podręcznik historii

Nowy podręcznik historii, po zatwierdzeniu przez prezydenta obowiązywać będzie we wszystkich rosyjskich szkołach. O próbie normalizacji minionej historii Rosji, przyswajanej przez uczniów pisze Dmitri Karcew. 

Podręcznik zwykłej historii

Prezentacja historii Rosji jako nierozłącznej części dziejów świata pozostaje w pełnej zgodzie z polityką rosyjską ostatnich lat. Ze światowego dziedzictwa korzystamy wybiórczo i z reguły dla uzasadnienia nie cieszących się popularnością decyzji.

Rosja nie stąpała nigdy i nie stąpa dziś jakąś szczególną drogą. Teraz takie stanowisko uzyskuje oficjalne wsparcie. Idea, iż także w historii Rosji wszystko odbywało się jak „u ludzi” stała się centralną w tej koncepcji, jaka przyświecała twórcom uniwersalnego podręcznika historii przekazanemu prezydentowi Putinowi dla aprobaty.

Historia Rosji przebiegała według tych samych wzorów,
co i innych państw. Oto nowy pomysł Kremla jak uczyć historii w rosyjskich szkołach. 
Żadnych innych zasadniczych nowości w tej koncepcji nie ma. Nie będziemy przecież na serio oceniać zniknięcia w pierwszej redakcji i cudownego powrotu w ostatecznej wersji terminu „Tatarskie Jarzmo”. Lub pojawienia się wyrażenia „Wielka Rewolucja Rosyjska” łączącego i luty i październik 1917 roku, które wprowadzono po to, by w chytry sposób odwlec uczniów od irytującego pytania o to, co w rzeczywistości było dziełem bolszewików, brudny zamach stanu, czy wielka rewolucja?

Ta normalizacja historia Rosji świadczy o istotnym zamiarze rewizji akceptowanych powszechnie poglądów na naszą przeszłość.

Preambuła opisuje zadanie podręcznika całkiem rozsądnie: „Kluczowym elementem pedagogicznego i metodologicznego procesu w dziedzinie nauczania historii naszej ojczyzny, powinno stać się rozumienie naszej przeszłości jako nierozdzielnej części światowego dziedzictwa historycznego.” W każdym kolejnym rozdziale myśl ta ilustrowana jest konkretnymi przykładami.

Oto chrzest Rosji przedstawiono jako fragment aktualnego dla całej Europy procesu chrystianizacji. My także budowaliśmy samodzielne państwo, wspólnie z Anglią, Francją i Hiszpanią. Narzuciliśmy naszym chłopom pańszczyznę mniej więcej w tym samym okresie, co i Polacy oraz Niemcy. Pod panowaniem Aleksandra III ponosimy odpowiedzialność za wzrost tendencji nacjonalistycznych w Europie, bo to nasza monarchia inicjowała poszukiwanie własnej ideologii państwowej. Wreszcie przeprowadzamy „przysłowiową” Wielką Rewolucję Rosyjską, kiedy „wszędzie, nie tylko w Rosji, można była zaobserwować gwałtowną radykalizację nastrojów społecznych wywołaną spadkiem poziomu życia ludności, czy kryzysem starych instytucji władzy i wartości.”

Takie podejście do historii nie może nie uradować urzędników kremlowskich. Niewykluczone, że to oni je inspirowali. W ostatnich latach prowadzona przez nich polityka opiera się na tym samym schemacie. Zaostrzenie przepisów o organizacji demonstracji, ustawa o „agentach zagranicznych”, zakaz adopcji naszych sierot przez rodziców z Ameryki - towarzysze, niczego nie wymyślamy sami, wszystko to bierzemy od „nich” !

Na przestrzeni wieków rosyjska debata propagandowa opierała się na pewniku: „to co dobre dla Niemca, to dla nas śmierć”. Ale w epoce Internetu i otwartych granic obecne władze rosyjskie nie chcą powtarzać starego błędu.

Ich poprzednicy na wszelkie pretensje mieli gotową odpowiedź: „popatrzcie, przecież u Was Murzynów poddaje się samosądom”. Teraz jednak wymyślono nową formułę: „My też tu mamy ochotę zlinczować Murzynów, wy przecież robicie dokładnie to samo”. Naprawdę– naprawdę? A jeśli kopnąć głębiej? Przecież sami widzicie ! Najważniejsze, żeby można się było do czegoś przyczepić , a dalej wykorzystać to w swoich interesach.

Zachodnie normy prawne przekształcono w potężną broń ideologiczną stosowaną przez rosyjskie władze. Jeszcze jeden przykład, poddając represjom mniejszości seksualne władze nie odwołują się do jakichś naszych odwiecznych tradycji, powołują się raczej na „konieczność obrony tradycyjnych wartości europejskich”. 

Nie mamy już żadnej suwerennej demokracji, jesteśmy tacy sami, jak wszyscy inni, bardziej normalni od innych.

Przed autorami podręcznika postawiono zadanie udowodnić to właśnie na przykładach historycznych. Na odwieczne rosyjskie pytanie o szczególny kształt naszej historii, dostajemy jednoznacznie negatywną odpowiedź. Wielu czytelników podręcznika reaguje ze zdumieniem. Liberałowie, zorientowani na Zachód, którzy na ogół reprezentowali podobne stanowisko, wcale nie są ucieszeni, przeciwnie nie ukrywają przerażenia. Za to konserwatyści-patrioci, na odwrót, świętują.

To wszystko dlatego, bo wcześniej myśleliśmy – jak? Nie ma szczególnej drogi, to oznacza, że coś jest w nie w porządku, i że coś trzeba zmieniać. Ale autorzy koncepcji podręcznika wytłumaczyli nam, wszystko jest na odwrót, niczego więcej nam nie potrzeba, wszystko i tak jest w porządku. Rosja będzie się trzymać innych w przyszłości, ona i w przeszłości trzymała się innych.

Oto więc co nas oburza. Jeśli będziemy skłonni uwierzyć w „złożoność procesów wiodących do umocnienia tendencji absolutystycznych” i  we „wzrost znaczenia organów reprezentujących różne klasy” u nas i u nich, to o wiele trudniej będzie nam zgodzić się z formułą w myśl której, lata breżniewowskiego „zastoju”, były jedynie „echem rewolucji konsumpcyjnej na Zachodzie, która dotarła też do ZSRR.”
Im bliżej do naszych czasów, tym bardziej wszystkie analogie wydaja się bardziej wątpliwe.

Wreszcie rzuca się w oczy, iż wyjątek sprzeczny z logiką „normalizacji” zrobiono tylko w odniesieniu do jednego procesu historycznego – „socjalizmu stalinowskiego”. Ogólnie rzecz biorąc, Stalina zaprezentowano w całkowicie negatywnym świetle. Nie ma mowy o tym, iż był „efektywnym menedżerem”, przedstawia się go jako „krwawego dyktatora”. Ale jednocześnie nie mówi się ani słowa o tym, iż jego władza powstawała, umacniała się i osiągnęła szczyty kryminalnego okrucieństwa wraz ze wzrostem dyktatorskich reżimów w całej Europie  (Mussolini, Hitler, Salazar, Franco). Czy to więc oznacza, iż nasi oficjalni historycy pobłogosławieni przez najwyższe władze uznali absolutną wyjątkowość stalinowskiej dyktatury?

Mam jednak wrażenie, że tę łamigłówkę rozwiązać o wiele prościej. Jeśli mamy do czynienia z tym lub innym historycznym kontekstem ocenianym przez społeczeństwo pozytywnie, lub z powodu upływu czasu, przynajmniej neutralnie, to naszą własną historię kojarzymy z nim chętnie i bez przymusu. Jeśli jednak mamy do czynienia z porównaniami o traumatycznym charakterze, takimi, które mogłyby przedstawić nasze państwo w niekorzystnym świetle, albo przed cudzoziemską publiką, lub przed naszymi własnymi obywatelami, lepiej je zignorować. Możemy więc porozmawiać z uczniami o Umowie Monachijskiej państw zachodnich z Hitlerem i o „groźbie międzynarodowej izolacji ZSRR”, jednak o tajnych protokołach paktu Ribbentrop-Mołotow wspominać nie będziemy. Porównywać stalinizm z hitleryzm? No nie. Przecież tu nie ma nic wspólnego.

Albo kwestia  „echa rewolucji konsumpcyjnej” – tutaj, proszę bardzo, ile kto chce. Tak więc będzie to podręcznik nie tylko „normalnej”  historii Rosji, lecz także „komfortowej” i wolnej od nieprzyjemności.


Dmitri Karcew, redaktor Działu Informacji magazynu "Russkij Reportior" napisał ten komentarz dla internetowego wydania www.gazeta.ru

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz