czwartek, 8 sierpnia 2013

Obama i Putin. Amerykańsko-rosyjskie stosunki ocenia Masza Lipman.

Rezygnacja prezydenta Obamy z osobistego spotkania z Władimirem Putinem, gospodarzem zbliżającego się szczytu dwudziestu najbardziej rozwiniętych państw to wydarzenie bez precedensu. W Rosji odbiło się szerokim echem. Konsekwencje decyzji Obamy oceniła na antenie telewizji „Dożd’”  Masza Lipman, ekspert moskiewskiego Centrum Carnegie i redaktor naczelny czasopisma „Pro et Contra”.  Pytania zadawał dziennikarz stacji Nikita Biełogołowcew. Blog www.media-w-rosji publikuje najbardziej interesujące fragmenty rozmowy.

Nikita Biełogołowcew:
Na ile rezygnacja prezydenta Obamy ze spotkania z Władimirem Putinem jest wydarzeniem znaczącym? Czy Pani zdaniem wpłynie w zasadniczy sposób na przyszłe stosunki amerykańsko-rosyjskie?

Masza Lipman:
Wydaje mi się, że to bardzo poważna historia. To wydarzenie praktycznie bez precedensu. Prasa amerykańska pisała w czwartek o tym, że przynajmniej, ze strony Stanów Zjednoczonych przez ostatnich kilkadziesiąt lat nie zdarzało się, by prezydent rezygnował ze spotkania ze swoim partnerem z innego kraju, takich precedensów nie było. W historii ZSRR mieliśmy tego rodzaju epizod, Nikita Chruszczow odwołał spotkanie z prezydentem Eisenhowerem na skutek amerykańskiego lotu wywiadowczego pilota Garry Powersa, to w Rosji dobrze znana historia z 1960 roku. Tego rodzaju wyjątkowe okoliczności skłoniły Chruszczowa do odwołania spotkania. Więc już choćby wyjątkowość decyzji amerykańskiej świadczy o jej powadze. Strona amerykańska podkreśla na każdym szczeblu, że Obama nie przyjedzie do Moskwy, i że nie odbędzie się osobiste spotkanie z Putinem podczas petersburskiego szczytu G-20. Amerykanie dodają, iż nie chodzi tu o Snowdena, że ta historia to ostatnia kropla, która przelała czarę goryczy. Zwyczajnie na świecie stosunki amerykańsko-rosyjskie utraciły konstruktywny charakter.

Nikita Biełogołowcew:
Wydaje się Pani, że to prawda, a nie próba ukrycia najważniejszej przyczyny tej decyzji?

Masza Lipman:
Mnie się wydaje, że to istotna przyczyna. Od jakiegoś czasu narastało napięcie, coraz powszechniejsze stawało się przekonanie, iż Obama traci masę sił i swego cennego czasu, by porozumieć się z Rosją na przykład w kwestii przedłużenia rozmów na temat zbrojeń strategicznych. Z upływem czasu widać coraz lepiej, iż najważniejsze kwestie w ramach stosunków dwustronnych, to rzeczywiście negocjacje w sprawie rozbrojenia strategicznego,  a także obrony przeciwrakietowej, tutaj należy także wspomnieć o Syrii i Iranie. We wszystkich tych sprawach nie widać najmniejszego zbliżenia stanowisk, jak twierdzi strona amerykańska Rosja praktycznie przestała reagować na składane jej propozycje. We wszystkich tych sprawach zabrnęliśmy w ślepy zaułek, a historia ze Snowdenem, to rzeczywiście ostatnia kropla.

Nikita Biełogołowcew:
Czy w arsenale Obamy znajdują się jakiekolwiek instrumenty, przy pomocy których mógłby okazać realny wpływ na to, co robi Rosja? Rozumiemy dobrze, że nie doczekamy się bojkotu Igrzysk Olimpijskich w Soczi, bojkotu szczytu ósemki także na 99% nie będzie. Czy Obama może posunąć się dalej, czy do jego dyspozycji jest coś  więcej poza czystą retoryką, czy ma w zapasie jakieś realne kroki, które ludzie niezbyt dobrze zorientowani w polityce mogliby zauważyć?

Masza Lipman:
Jak mi się wydaje Obama nie dysponuje jakimiś instrumentami, które mogłyby zmusić Wladimira Putina do ustępstw. Putin wielokrotnie demonstrował i rosyjskiemu społeczeństwo i wspólnocie międzynarodowej, że w żadnym wypadku nie godzi się na ustępstwa pod naciskiem. Raczej na odwrót. Kiedy Putin odczuwa presję, jeśli obserwuje jakieś działanie jego zdaniem obraźliwe, lub pozbawione szacunku  pod adresem Rosji, odpowiada twardo, odpowiada często asymetrycznie, tak jak to zdarzyło się z ustawą w sprawie Magnickiego. Putin odpowiada w każdym wypadku i nie godzi się na ustępstwa. W odpowiedzi reaguje nieproporcjonalnie ostro, często o wiele ostrzej, niż to jak można by ocenić inicjujące działania strony przeciwnej. Tak więc w zapasie u Obamy nie ma jakichś skutecznych instrumentów, jeśli rozumiemy przez nie jakieś konkretne, realne decyzje. Ale w całej tej historii, tu w Rosji powinniśmy się nad tym zastanowić. Na ile sprzyja rozwojowi Rosji brak jakichkolwiek sojuszników, i ograniczona liczba partnerów politycznych.

Nikita Biełogołowcew:
Pani ocena ma symboliczne znaczenie w dniu, w którym wypada piąta rocznica wojny z Gruzją.

Masza Lipman:

Rzecz jasna. Już dość dawno Putin powiedział: „Ja nie dowierzam nikomu”. Może wypowiedział się wówczas zbyt emocjonalnie, ale jak się wydaje taka ocena wypływa z jego osobowości. Prawdopodobnie Putin tak właśnie pozycjonuje Rosję, to co z nami się dzieje, nie odbywa się bez jego udziału, to właśnie kierunek wybrany przez niego. Więc zadajmy pytanie, czy to dobre dla Rosji, że żyjemy w częściowej izolacji? Te izolacjonistyczne tendencje czujemy w kraju bardzo wyraźnie. To oczywiście nie pełny izolacjonizm, to nie zimna wojna, ale tendencje izolacjonistyczne narastają. Tylko czy w dwudziestym pierwszym wieku to dla nas dobre? Czy to w porządku, iż żyjemy w potężnym kraju w przekonaniu, iż otaczają nas sami wrogowie? Ze żyjemy w oblężonej twierdzy i dlatego najlepiej, byśmy się odseparowali, uważnie obserwując, gdzie by tu jeszcze zdemaskować zagranicznych agentów, i jak ograniczyć wpływy wroga? Po to, by nikt nie przeszkadzał nam w rozwoju. Jak w takich warunkach będziemy się rozwijać? Za to wszystko Obama nie ponosi odpowiedzialności, myśleć o tym wszystkim powinniśmy my sami. To co się stało, już się nie odstanie. Nie wydaje mi się, że to już na zawsze. I sam Obama też nie jest na zawsze. Ale w obecnych warunkach brak kontaktów pomiędzy dwoma szalenie ważnymi państwami wzbudzać może tylko lęk. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz